Kontynuacja historii
Swietłana spojrzała na Fiodora ze zmęczeniem, żalem i lekką nutą nieufności. Widać było, że wróciła z pracy zupełnie wyczerpana, a teraz musiała tłumaczyć się z czegoś, co według niej nie wymagało żadnych wyjaśnień.
– Fiodor, masz pojęcie, ile kosztowała opieka nad Raisą Iwanowną przez ostatnie dwa lata jej życia? – zapytała cicho, ale stanowczo. – Leki, lekarze, dojazdy, zakupy… nikt nie dał mi ani grosza. Wszystko płaciłam z własnej wypłaty.
– I co to ma wspólnego z tym, że ukrywałaś pieniądze? – wtrąciła się Antonina Wasiliewna. – Jak czegoś potrzebujesz, to mówisz! Jesteśmy rodziną!
– Rodziną? – uśmiechnęła się gorzko Swietłana. – Kiedy potrzebowałam pomocy przy pogrzebie, Fiodor powiedział, że jest zajęty. Ty, mamo, stwierdziłaś, że masz problemy z ciśnieniem i nie możesz się angażować. Tylko ja biegałam po urzędach, tylko ja stałam w kostnicy, tylko ja płaciłam księdzu, stypę… wszystko sama. A teraz nagle wszyscy bardzo interesujecie się moim mieszkaniem.
Fiodor poczerwieniał. Słowa celnie go trafiały, bo wiedział, że część z nich była prawdą.
– Ale to nie znaczy, że powinnaś była ukrywać dochody, – mruknął. – Jeśli jesteśmy rodziną, dzielimy się wszystkim.
– Myślisz błędnie. – odpowiedziała Swietłana. – Jedno to budżet rodziny, a co innego majątek osobisty. Jeśli chcę, mówię. Jeśli nie chcę, nie mówię. I nie dlatego, że coś planuję. Tylko dlatego, że… nie czuję się bezpiecznie.
Brwi Antoniny uniosły się tak wysoko, że niemal zniknęły pod włosami.
– Nie czujesz się bezpiecznie przy moim synu?! On dał ci wszystko! I czas, i miłość, i opiekę!
– Opiekę? – powtórzyła Swietłana.
– Ile razy byłam chora, a on mówił tylko: „przejdzie”? Ile razy wracałam do domu, a tam bałagan jak po burzy? Kiedy, Fiodor, powiedziałam ci, że chcę odkładać na wakacje, ty wrzuciłeś wszystkie pieniądze w naprawę samochodu, która nawet nie była pilna. Nie narzekałam. Ale nie mów mi, że naprawdę troszczysz się o moje potrzeby.
Fiodor milczał. Wiedział, że część jej słów bolała, bo trafiały w sedno.
– Dobrze, – powiedział w końcu. – Ale nadal nie rozumiem, czemu wszystkie pieniądze trzymałaś tylko dla siebie.
– Bo chciałam mieć coś swojego, – odpowiedziała szczerze. – Mały margines bezpieczeństwa. Nie dlatego, że chcę cię zostawić. Ale dlatego, że… czasem mam wrażenie, że gdyby mi coś się stało, zostałabym sama.
Antonina wybuchła:
– Co ty za głupoty opowiadasz?! Masz przecież naszą rodzinę!
– Wasza rodzina osądziła mnie, zanim mnie wysłuchała. – odparła Swietłana. – Od razu uwierzyliście plotkom Walentyny. Nawet nie zapytaliście o moją wersję.
Napięcie w pokoju rosło. Fiodor wstał i zaczął chodzić tam i z powrotem.
– To co właściwie chcesz powiedzieć, Swieta? – zapytał po chwili.
– Chcę powiedzieć, że koc, który każdy ciągnie tylko na swoją stronę, prędzej czy później się rozerwie. – odpowiedziała spokojnie.
– Chcesz, żebym dokładała się do domu? Mogę. Ale nie oddam wszystkiego, na co sama pracowałam. I nie dlatego, że jestem samolubna, tylko dlatego, że też chcę się liczyć.
Słowa zawisły w powietrzu jak gęsta mgła.
Antonina przewróciła oczami, ale Fiodor uniósł dłoń, dając jej znak, żeby zamilkła.
– Swietłana, – zaczął łagodniej, – gdybyś przyszła do mnie i powiedziała, że potrzebujesz niezależności, że chcesz mieć własne oszczędności, że potrzebujesz przestrzeni… zrozumiałbym. Albo przynajmniej spróbowałbym zrozumieć. Ale fakt, że wszystko ukrywałaś…
– Ukrywałam, bo dokładnie wiedziałam, co się teraz wydarzy, – przerwała mu. – Dokładnie to. Oskarżenia, podejrzenia, pretensje. I ani grama zaufania.
Zapadła ciężka, duszna cisza.
Antonina nagle wstała.
– Ja już powiedziałam swoje. Jeśli się nie dogadacie, to wasza sprawa. Ale nie będę patrzeć, jak synowa depcze rodzinę!
– Mamo, wystarczy, – powiedział Fiodor stanowczo. – Proszę. Zostaw nas samych.
Po raz pierwszy tego wieczoru Antonina wyglądała na zaskoczoną. Ale bez słowa wzięła torebkę i wyszła, trzaskając drzwiami.
Swietłana i Fiodor zostali sami, patrząc na siebie jak dwoje obcych, którzy próbują sobie przypomnieć, kim dawniej byli.
– Nie chcę cię stracić, – powiedział Fiodor cicho. – Ale chyba w ostatnim czasie… przestałem cię słuchać.
W oczach Swietłany pojawił się cień wzruszenia.
– I ja nie chcę odchodzić, – szepnęła. – Ale potrzebuję szacunku. I zaufania. Nie tylko wtedy, gdy ci wygodnie.
Fiodor zrobił krok w jej stronę.
– Możemy spróbować jeszcze raz?
Patrzyła na niego długo, uważnie, jakby ważyła każde słowo.
– Możemy. Jeśli oboje coś zmienimy. – odpowiedziała w końcu.
Fiodor objął ją ostrożnie, jakby bał się, że ucieknie.
Po raz pierwszy tego wieczoru poczuli, że naprawdę rozmawiają.
– A co z mieszkaniem? – zapytał po chwili, nieco nieśmiało.
Swietłana uśmiechnęła się lekko.
– Zobaczymy. Ale obiecaj mi jedno: nie będziesz już wierzył w pierwszy lepszy plotkarski szept.
– Obiecuję, – powiedział.
A po chwili dodał:
– Ale mogę zapytać… ile udało ci się odłożyć?
– To, kochanie, – zaśmiała się Swietłana, – zostanie jeszcze moją małą tajemnicą.
I oboje, po raz pierwszy tego wieczoru, zaśmiali się szczerze.
To był początek. Nieidealny. Niełatwy.
Ale początek.
