admin
Опубликовано: 12:21, 28 декабрь 2025
Экономика

Kontynuacja historii

{short-story limit="540"}
Kontynuacja historii

Emilia pozostała nieruchoma, z uśmiechem zamarłym na ustach. Pytanie Laurenta zawisło między nimi jak zimny cień. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że on wszystko wie, że odgadł każdy jej zamiar, że czyta jej w myślach. Jednak szybko odzyskała spokój i delikatnie uśmiechnęła się, dotykając jego dłoni.


— Ależ oczywiście, że ci ufam, Laurent. Tylko wiesz… w dzisiejszych czasach trzeba być ostrożnym. To tylko formalność, ochrona dla nas obojga.


Patrzył na nią długo, tym swoim szarym spojrzeniem, w którym nie potrafiła już odróżnić łagodności od ironii.


— Jak chcesz, moja droga, — powiedział w końcu spokojnie. — Możesz wszystkim się zająć. Ja tylko podpiszę.


Emilia z trudem powstrzymała oddech, by nie zdradzić ulgi. Jeszcze tego samego wieczoru napisała do swojego adwokata i umówiła spotkanie. Umowa miała być jasna: po ślubie cały majątek stanie się wspólny, a Laurent zapisze jej wszystko. Czuła, że świat zaczyna się przed nią kłaniać — przyszła pani Morel, właścicielka małego imperium w centrum Paryża.


Dni mijały w niemal uroczystej ciszy. Laurent poruszał się powoli, ale jego oczy nigdy nie traciły czujności. Czasem patrzył na nią tak, jakby znał każdy jej ruch.


W poranek przed ślubem Emilia poprawiała włosy przed starym lustrem w jego sypialni. Światło wpadało przez ciężkie zasłony, a ona uśmiechała się do swojego odbicia. „Już prawie koniec” — pomyślała.


Laurent zawołał ją z gabinetu.


— Emilio, podejdź na chwilę.


Ton jego głosu był łagodny, ale krył w sobie powagę. Kiedy weszła, zobaczyła go siedzącego przy starym biurku. Przed nim leżały pożółkłe papiery, pieczęć z wosku i małe, czarne pudełko.


— Chcę coś podpisać przed ceremonią, — powiedział. — Dobrze, by sprawy były jasne.


— Testament? — zapytała, udając zdziwienie, choć serce zabiło jej szybciej.


— Można tak to nazwać, — uśmiechnął się słabo. — To tylko dla mojego spokoju.


Emilia podeszła, próbując zerknąć na dokument, ale on przykrył go dłonią.


— Po ślubie będziesz miała dużo czasu, by się tym zająć. Teraz chcę tylko spokoju.


Cofnęła się, lecz w jej głowie już kłębiły się myśli: czy już to zrobił? Czy naprawdę ją zapisał? A może tylko zwleka?


Wieczorem, gdy kładł się spać, spojrzała ukradkiem w stronę biurka. Małe pudełko wciąż tam było. Przysięgła sobie, że tej nocy je otworzy.


Ceremonia była krótka, niemal milcząca — dokładnie taka, jakiej chciał Laurent. Dwóch świadków: notariusz i Clara, siostra Emilii, którą Laurent osobiście poprosił o obecność. Gest ten ją zdziwił, ale nie protestowała.


Po podpisaniu Laurent ujął jej rękę i spojrzał długo w oczy.


— Jesteś piękna, Emilio. Ale mam nadzieję, że także szczera.


Zaśmiała się lekko, sztucznie.


— Co to za pytanie?


— Takie, które zadaje sobie każdy, kto oddaje wszystko, — odparł z melancholijnym uśmiechem.


Po uroczystości wrócili do mieszkania przy Rue du Bac. Słońce zachodziło, rzucając złote smugi na stare witraże. Laurent poprosił o kieliszek wina. Emilia nalała mu go z wdziękiem, jak zawsze.


— Za nas, — powiedziała, unosząc kieliszek.


— Za prawdę, — odparł cicho.


Tamtej nocy czekała, aż zaśnie. Potem, po cichu, boso, podeszła do biurka. Lampa rzucała długie cienie. Dłoń jej drżała, gdy sięgnęła po klucz, który wisiał na małym haczyku.


Pudełko było ciężkie, wykonane z drewna różanego. Otworzyła je powoli. W środku znajdowało się kilka listów, stara fotografia i teczka. Otworzyła ją łapczywie — a potem zastygła. Na wszystkich dokumentach widniało nazwisko Clara Morel.


Powietrze stanęło. Miała wrażenie, że ziemia pod nią się rozstępuje. I wtedy, zza jej pleców, rozległ się spokojny głos:


— Mówiłem ci, że wszystko przepisałem na twoją siostrę.


Odwróciła się gwałtownie. Laurent siedział w fotelu, przytomny, z cieniem uśmiechu na twarzy. W dłoni trzymał zapieczętowaną kopertę.


— Chciałem tylko zobaczyć, jak daleko się posuniesz, — powiedział cicho. — Kiedy przyprowadziłaś tu Clarę, zobaczyłem różnicę. Ty bierzesz. Ona daje. Więc wybrałem.


— Nie masz prawa! — krzyknęła Emilia. — Wszystko, co robiłam, robiłam dla nas!


— Dla nas? — zaśmiał się krótko. — Nie, moja droga. Dla siebie.


Jej głos załamał się.


— Zniszczę cię, — syknęła. — Przysięgam.


— Może, — odparł łagodnie. — Ale jutro rano wyjedziesz. Wszystko już podpisane.


Podał jej kopertę. Na niej widniał napis: Dla Emilii, po ślubie. Rozdarła ją drżącymi palcami. W środku znajdował się tylko list:


„Droga Emilio, byłaś najpiękniejszym kłamstwem mojego życia. Zostawiam ci coś, czego nigdy nie miałaś — wolność. Nie zmarnuj jej, szukając tego, co nigdy nie należało do ciebie.”


Koperta wypadła jej z dłoni. W oczach miała mieszaninę gniewu i wstydu. Laurent zamknął oczy, zmęczony.


— Możesz zostać do rana. Potem czeka już samochód. Clara cię odwiezie.


Słowa te uderzyły ją jak policzek. Jej siostra — nieświadoma, naiwna — teraz była dziedziczką całego majątku.


Tej nocy Emilia nie zmrużyła oka. Chodziła po mieszkaniu, dotykając wszystkiego, co mogło być jej. Gdy świt zalał pokój bladym światłem, wyszła, nie oglądając się za siebie.


Clara czekała na dole, przy samochodzie, zakłopotana.


— Emilio… ja naprawdę nic nie wiedziałam.


— Nie tłumacz się, — przerwała chłodno. — Ciesz się ze swojego szczęścia.


Clara chciała ją objąć, ale Emilia ruszyła w stronę ulicy i zniknęła w tłumie.


Kilka miesięcy później gazety pisały o spokojnej śmierci kolekcjonera Laurenta Morela. Zostawił po sobie pokaźny majątek, przekazany częściowo fundacji charytatywnej prowadzonej przez Clarę Morel. O byłej żonie nikt już nie wspominał.


Pewnego deszczowego wieczoru, w małym barze w Marsylii, siedziała kobieta z czerwoną chustą. Piła powoli kieliszek wina. Jej spojrzenie było chłodne, uważne, pełne wyrachowania. Na palcu błyszczał cienki złoty pierścionek.


Starszy mężczyzna usiadł obok niej.


— Mogę postawić pani drinka?


Uśmiechnęła się lekko.


— Tylko jeśli ma pan coś jeszcze do zaoferowania.


Zaśmiał się, zaintrygowany. Nie wiedział, że za tym uśmiechem kryła się stara, nieugaszona żądza — taka, która nigdy nie umiera.


Na zewnątrz padał drobny deszcz. Gdzieś w oddali bił dzwon północy. Emilia spojrzała przez okno, zapaliła papierosa i wypuściła dym w powietrze. Uśmiech pojawił się w kąciku jej ust. Życie zaczynało się od nowa.

Ctrl
Enter
Заметили ошЫбку
Выделите текст и нажмите Ctrl+Enter
Обсудить (0)
Другие материалы рубрики: