Kontynuacja historii
Anna siedziała jeszcze długo bez ruchu, dłonie kurczowo zaciśnięte na krawędziach metalowej puszki. Powietrze w jej małym mieszkaniu nagle stało się zbyt gęste, ciężkie, jakby każda cząsteczka próbowała popchnąć ją z powrotem w przeszłość, której nigdy nie poznała. Wzrok znów padł na stary wydruk USG. Pogięty, pożółkły na brzegach, ale bez wątpienia prawdziwy. Na odwrocie ledwo widoczne słowa zmieniały całą jej historię.
Podniosła się powoli, przeczesując nerwowo włosy. Jej ciało drżało, myśli napierały jedna na drugą. Całe życie zbudowane było na półprawdach, niedopowiedzeniach, sekretnych smutkach jej matki. A teraz… wszystko zaczęło się scalać w obraz, którego nie była przygotowana zobaczyć.
„Jeśli Daniel jest moim ojcem…”, przemknęło jej przez głowę. Serce ścisnęło się boleśnie. Nie wiedziała, czy czuje gniew, litość czy głęboki smutek. Być może wszystko naraz.
Ale równie uporczywie powracało imię drugiego mężczyzny: Victor. Człowiek, który podarował jej matce ten niedoskonały pierścionek, fragment młodości i wolności. Czy on wciąż żył? Czy wiedział, że Maria nigdy o nim nie zapomniała? Czy miał prawo wiedzieć o istnieniu Anny?
Anna wróciła do pamiętnika i zaczęła czytać dalej. Z każdą stroną ton zapisków zmieniał się. Najpierw lekkość i radość, później niepokój, a w końcu rezygnacja, w której pobrzmiewała niewidzialna rana. A na skraju jednej ze stron widniało zdanie, którego wcześniej nie zauważyła:
„Wybrałam bezpieczeństwo, nie szczęście. Gdybym wybrała odwrotnie, może nie mogłabym cię ochronić.”
Ochronić przed czym? Przed kim?
Anna zamknęła na moment oczy. Jej matka nigdy nie była słabą kobietą. Cicha — tak. Troskliwa — zawsze. Ale nigdy tchórzliwa. Co więc sprawiło, że uznała prawdziwą miłość za zagrożenie?
Nie mogła już siedzieć. Wstała, chwyciła płaszcz, włożyła buty. Serce biło jej szybko, jakby gnało ją naprzód. Zanim zdążyła się zastanowić, znalazła się znowu na ulicy. Zimne powietrze owiało jej twarz, ale myśli stawały się przez to klarowniejsze.
Dotarła do restauracji. Daniel nadal tam był — siedział przy tym samym stoliku, w tej samej pochylonej pozycji, wpatrzony w światła miasta. Jego kieliszek z winem nadal pozostawał nietknięty.
Gdy ją zauważył, w jego spojrzeniu pojawił się lęk — nie zaskoczenie, ale jakby czekał na ten moment całe życie.
— Anna… — wyszeptał, wstając powoli.
Podszła do stolika, wyjęła z torby USG, pamiętnik i oba pierścionki. Położyła je na stole. Daniel pobladł, położył dłoń na ustach, jakby próbował powstrzymać coś, co od dawna trudno mu było ukrywać.
— Wiedziałeś? — zapytała cicho, lecz stanowczo.
Zamknął oczy, na chwilę zatrzymał oddech.
— Dowiedziałem się… zbyt późno, Anna — powiedział łamliwym głosem. — Maria zniknęła z mojego życia, zanim zdążyła mi to powiedzieć. Kiedy próbowałem ją odnaleźć… jej już nie było. Wiedziałem tylko, że ma córkę. Ale nie miałem prawa uwierzyć, że mogła to być… ty.
— To dlaczego opowiedziałeś tamtą historię? — w jej głosie zabrzmiała złość. — Dlaczego przypisałeś sobie coś, co należało do Victora?
Daniel otworzył oczy. W jego spojrzeniu mieszał się wstyd i ból lat, które minęły.
— Bo… to była jedyna forma wyznania, na jaką jeszcze miałem odwagę. Skłamałem połowicznie, Anna… Ale nie skłamałem o moim uczuciu do niej. Wszystko, co przeczytałaś… wszystko, co widziałaś… było o mnie. To ja ją kochałem. To ja ją straciłem. To ja pozwoliłem jej odejść, przekonany, że tak będzie dla niej lepiej. A kiedy zrozumiałem, że nosi moje dziecko… było za późno. Za późno na skruchę. Za późno na naprawę czegokolwiek.
Anna poczuła, jak grunt pod nogami staje się miękki. Prawda była cięższa, niż się spodziewała.
— A Victor? — zapytała, choć bała się usłyszeć odpowiedź.
— Victor był wolnością — powiedział bez namysłu. — Jej młodością. Jej pierwszą miłością. Ale nie był twoim ojcem.
Słowa te uderzyły w nią jak fala.
Usiadła, bo nogi odmówiły posłuszeństwa.
— Dlaczego mnie nie szukałeś? — spytała po chwili, niemal szeptem.
Daniel usiadł naprzeciw niej i schylił głowę.
— Bo czułem, że straciłem do tego prawo — odpowiedział powoli. — Że jeśli kiedyś miałaś szansę na spokojne życie, moją obecnością mogłem ją tylko zburzyć. A potem… lata mijały. Każde kolejne milczenie rodziło następne. Strach rósł. Wstyd rósł. A kiedy cię dzisiaj zobaczyłem… wyglądałaś tak bardzo jak ona… że uciekłem w jedyną historię, którą potrafiłem wypowiedzieć.
Anna poczuła, że serce pęka jej na dwie połowy — jedną pełną gniewu, drugą pełną żalu. A pomiędzy nimi: ogromna, bolesna pustka.
— I co teraz? — zapytała.
Daniel delikatnie dotknął pierścionka, tego z inicjałami „V.S.”.
— Teraz… wszystko zależy od ciebie, Anna — powiedział cicho. — Niczego nie oczekuję. Niczego nie żądam. Chcę tylko, żebyś znała prawdę. Prawdziwą wersję. A jeśli kiedyś… będziesz chciała mnie o coś zapytać… będę tu.
Anna patrzyła na niego długo, bardzo długo. Widziała w nim nie milionera, nie legendę, lecz człowieka, który przez lata niósł w sobie nieuleczalną ranę — i w końcu przestał przed nią uciekać.
Powoli, bardzo powoli, zebrała oba pierścionki i ułożyła je w dłoni.
— Prawda zostaje ze mną — powiedziała cicho. — I ja zdecyduję, co z nią zrobię.
Daniel skinął głową. W jego oczach pojawiła się nie ulga, nie radość, ale akceptacja. Cichy początek czegoś nowego — choć nie było wiadomo czego.
Anna odwróciła się i ruszyła ku wyjściu. Noc, chłodna i jasna, objęła ją jak nowe życie. Jak pustą kartkę, na którą dopiero miała napisać własną historię.
Za jej plecami Daniel pozostał sam przy stole — nie już jako człowiek sukcesu, lecz jako ktoś, kto po raz pierwszy od dziesięcioleci odważył się spojrzeć prawdzie w oczy.
