admin
Опубликовано: 13:21, 23 декабрь 2025
О скрипте

Żona przypadkiem podsłuchała rozmowę teściowej z mężem i rano postanowiła spakować rzeczy

{short-story limit="540"}
Żona przypadkiem podsłuchała rozmowę teściowej z mężem i rano postanowiła spakować rzeczy

Żona przypadkiem podsłuchała rozmowę teściowej z mężem i rano postanowiła spakować rzeczy




Olga obudziła się od głosów dobiegających z kuchni. Zegar wskazywał wpół do drugiej w nocy. Leżała i zastanawiała się — kto może być o tej porze? Potem rozpoznała głos teściowej.


Zobacz więcej
psa
Pies domowy
psem
animaux de compagnie
Zwierzęta domowe
— Andrzeju, ile można to znosić? — syczała Tamara Pawłowna. — Ona już całkiem straciła wstyd!


Olga zesztywniała. O kim oni mówią?


— Mamo, ciszej. Ola śpi — odpowiedział mąż przytłumionym głosem.


— A mnie to wszystko jedno! Niech słyszy! Może chociaż wtedy zrozumie, co wyprawia!


Serce Olgi biło tak głośno, że miała wrażenie, iż słychać je na całe mieszkanie. Zrozumiała — mówią o niej.


— Wczoraj mówię jej — trzeba obrać ziemniaki. A ona mi na to: „Wiem sama, kiedy obierać!” Słyszałeś coś takiego? W moim wieku!


— Mamo, no co ty…


— Nie broń jej! Trzydzieści pięć lat milczałam! Myślałam — zmądrzeje, pojmie, kto rządzi w domu. A ona tylko gorzej!


Olga zamknęła oczy. Boże, o czym ona mówi? Jakie ziemniaki? Wczoraj cały dzień sprzątała, gotowała, prała. A tu — ziemniaki!


— I w ogóle — ciągnęła teściowa — popatrz na nią! Chodzi taka ważna, jakby księżniczka jakaś! A co ona potrafi? Porządnie gotować nie umie, domu nie ogarnia…


— Mamo, przestań.


— Nie przestanę! Andrzeju, jesteś facet czy nie? Czemu żona ci mówi, co masz robić?


— Nikt mi niczego nie mówi!


— Jeszcze jak mówi! Pamiętam, chciałeś zmienić samochód — była przeciw. Chciałeś kupić działkę — znowu była przeciw! We wszystkim pytasz ją o zdanie!


Olga otworzyła usta ze zdumienia. Jaki samochód? Jaka działka? Przecież wszystko ustalali razem! Albo jednak nie?


— Wiesz, co myślę? — głos Tamary Pawłownej stał się cichszy, ale bardziej jadowity. — Ona cię nie docenia. Wcale cię nie docenia!


— Mamo…


— Nie mamkuj mi tu! Widzę przecież! Ty harujesz jak koń, a ona co? Leży na kanapie i ogląda telewizor!


Olga wstrzymała oddech. Leży na kanapie? Ona? Jest ślepa czy udaje, że nie widzi, jak Olga od rana do nocy się krząta?


— I niewdzięczna jest! — dodała teściowa. — Ile ja dla niej zrobiłam! Gdy chorowała — ja się nią zajmowałam! Gdy nie mieliście pieniędzy — ja pomagałam! A teraz mi pyskuje!


— Nikt ci nie pyskuje, mamo.


— Pyskuje! Wczoraj zapytałam, czemu nie odbiera moich telefonów. A ona mówi — zajęta byłam! Zajęta! Ciekawe czym ona może być tak zajęta?


Olga przypomniała sobie wczorajszy dzień. Pięć nieodebranych połączeń od teściowej. Rzeczywiście nie odebrała — stała przy kuchence i gotowała obiad dla całej rodziny.


— Andrzeju — głos niemal przeszedł w szept — może czas coś zmienić?


— To znaczy?


— No… porozmawiać z nią poważnie. Wytłumaczyć, jak powinna się zachowywać. Bo ona myśli, że jej wszystko wolno!


— Mamo, jesteśmy razem trzydzieści pięć lat…


— No właśnie! Trzydzieści pięć lat ją znosisz! A ona? Co ona dla ciebie zrobiła? Dzieci porządnie nie wychowała, domu nie prowadzi…


Olga zacisnęła pięści. Dzieci! Przecież wychowywali je razem! A dom… Boże, co ona plecie?


— Nie mówię, żeby ją wyrzucać — ciągnęła Tamara Pawłowna. — Ale ustawić do pionu — trzeba! Niech zna swoje miejsce!


Długa pauza. Olga wytężyła słuch.


— Dobra, mamo. Jest już późno. Idź spać.


— Przemyśl to, co powiedziałam, Andrzeju. Przemyśl dobrze.


Zaszurały kapcie, drzwi trzasnęły. Potem mąż poszedł do łazienki, wrócił, położył się obok. Oddychał równo, spokojnie.


A Olga leżała i patrzyła w sufit. Sen odszedł całkowicie.


Rano Andrzej wstał jak gdyby nigdy nic. Wesoło pogwizdywał pod prysznicem, potem zjadł śniadanie i czytał wiadomości w telefonie.


— Andrzeju — Olga postawiła mu kawę. — Muszę z tobą porozmawiać.


— Mhm — nie oderwał wzroku od ekranu.


— Poważnie porozmawiać.


— Wieczorem, Olka. Spieszę się dziś. Mamy ważną prezentację.


Pocałował ją w policzek i wyszedł. Zwykły pocałunek, zwykły poranek. Jakby wczorajszej rozmowy w ogóle nie było.


Olga usiadła przy stole i wpatrywała się w niedopitą kawę męża. Jak można tak żyć? Być obok człowieka i w ogóle go nie widzieć?


O dziewiątej zadzwoniła Tamara Pawłowna.


— Ola, czemu wczoraj nie odbierałaś?


— Byłam zajęta.


— Zajęta! — prychnęła teściowa. — Czymże to ty możesz być tak zajęta?


Olga milczała. Wyjaśnianie nie miało sensu. I tak nie zrozumie.


— Słuchaj — ciągnęła teściowa — przyjadę dziś. Musimy coś omówić.


— Co omówić?




— Zobaczysz. Będę koło dwunastej.


Połączenie zostało przerwane. Olga spojrzała na telefon i nagle zrozumiała — dłużej nie może. Nie może słuchać pouczeń, nie może znosić wyrzutów, nie może żyć w domu, w którym mówi się o niej jak o obcej.


Wstała i poszła do sypialni. Wyciągnęła z szafy stary kuferek, który kupili kiedyś na podróż poślubną. Zakurzony, z urwaną rączką.


Zaczęła składać rzeczy. Powoli, starannie. Sukienki, swetry, bielizna. Ręce jej drżały, ale nie przestawała.


„Dokąd pojadę? — myślała. — Do Leny? Córka się zdziwi. Powie: mamo, pokłóciliście się? A co jej powiedzieć? Że tata z babcią uważają mnie za pasożyta?”


Schowała zdjęcia z dziećmi, dokumenty, ulubione książki. Walizka okazała się mała. Trzydzieści pięć lat życia zmieściło się w jednej walizce.


Usiadła na łóżku i zapłakała. Cicho, bez szlochu.


Zadzwonił domofon. Tamara Pawłowna przyszła wcześniej.


— Otwieraj! — krzyknęła do słuchawki.


Olga wytarła oczy i poszła otworzyć. Teściowa wparowała do przedpokoju z miną generała przed atakiem.


— No to co, porozmawiamy? — przeszła do kuchni, usiadła przy stole. — Siadaj.


Olga usiadła naprzeciwko. Patrzyła na tę kobietę i myślała — naprawdę bałam się jej przez trzydzieści pięć lat?


— Więc tak — zaczęła Tamara Pawłowna. — Wczoraj rozmawiałam z Andrzejem. Długo rozmawiałam.


— Słyszałam.


— Słyszałaś? — teściowa zmarszczyła brwi. — No i dobrze. To rozumiesz, o co chodzi.


— Niezbyt.


— Ola — jej głos stał się protekcjonalny — jesteś mądrą kobietą. Naprawdę nie widzisz, co się dzieje?


— A co się dzieje?


— Zmieniłaś się. Bardzo się zmieniłaś. Stałaś się jakaś… krnąbrna.


Olga milczała.


— Kiedyś mnie słuchałaś, przyjmowałaś moje rady. A teraz? Teraz mi pyskujesz!


— Kiedy wam odpyskowałam?


— Ciągle! Wczoraj zapytałam o telefony — a ty mi z pretensją!


— Powiedziałam, że byłam zajęta.


— Właśnie! W takim tonie! — Tamara Pawłowna uderzyła pięścią w stół. — A jeszcze przedwczoraj! Mówię — barszcz przesolony. A ty milczysz! Nawet nie przeprosiłaś!


Olga patrzyła na nią ze zdumieniem. Jak wcześniej mogła nie zauważyć tego obłędu?


— Tamaro Pawłowno — powiedziała spokojnie. — A jadła pani ten barszcz?


— A co to ma do rzeczy?


— Jadła pani czy nie?


— No… spróbowałam.


— Jedną łyżkę pani spróbowała i powiedziała, że przesolony.


— No tak! I co z tego?


— A Andrzej zjadł cały talerz. I poprosił o dokładkę.


Teściowa na sekundę zgłupiała, ale szybko odzyskała pewność siebie.


— To z grzeczności! Andrzejek jest delikatny, nie chce cię ranić!


— Rozumiem — Olga wstała. — Tamaro Pawłowno, muszę iść.


— Gdzie iść? Nie skończyłyśmy!


— Skończyłyśmy.


Olga wyszła z kuchni i poszła po walizkę.


— Co to jest? — teściowa wpatrzyła się w bagaż. — Zwariowałaś?


— Może — Olga postawiła walizkę przy drzwiach.


— Ola! Ola, natychmiast wróć! Co to za głupoty?!


Ale Olga już zakładała płaszcz. Teściowa krążyła po korytarzu, chwytała ją za rękawy.


— Rozumiesz, co robisz? Andrzej przecież się załamie! A dzieci co powiedzą?


— Dzieci są dorosłe. Poradzą sobie.


— Ty chora jesteś! Całkiem chora! Przez co? Przez jedną rozmowę?!


Olga obróciła się.


— Przez jedną? Tamaro Pawłowno, pani tak ze mną rozmawia od trzydziestu pięciu lat!


— Ja z tobą dobrze mówię!


— Dobrze? — Olga zaśmiała się. — Pamięta pani, jak Dymek zachorował? Dwa lata temu?


— No?


— Trzy tygodnie siedziałam z nim w szpitalu. A pani mówiła Andrzejowi, że specjalnie tam siedzę, żeby od domowych obowiązków uciec!


— Ja tak nie mówiłam!


— Mówiła pani! Przy mnie pani mówiła! A jak Lenka broniła dyplom? Pamięta pani? Kupiła nową sukienkę, ładną. A pani — po co wydawać? Rodzice skąpi!


Twarz Tamary Pawłowny oblała się rumieńcem.


— To… to nie tak było!


— Dokładnie tak! I takich sytuacji są setki! Setki, Tamaro Pawłowno!


Zobacz więcej
Zwierzęta domowe
psa
Pies domowy
psem
animaux de compagnie
W zamku przekręcił się klucz. Andrzej.


— Cześć! — zawołał z przedpokoju. — Dziś wcześnie… — urwał, widząc walizkę. — Co to?


— Twojej żonie odbiło! — natychmiast wtrąciła się teściowa. — Zamierza odejść!


Andrzej spojrzał na Olgę, potem na matkę, potem znów na walizkę.


— Ola, serio?


— Serio.


— Ale dlaczego? Co się stało?


— Nie wiesz, co się stało?


— Nie!


— Andrzej — Olga usiadła na ławeczce w przedpokoju. — Wczoraj rozmawiałeś z mamą. Pamiętasz?


Zbladł.


— Ty… słyszałaś?


— Każde słowo. O tym, jaka jestem niewdzięczna. O tym, że trzeba mnie ustawić do pionu. O tym, że cię nie doceniam.




— Ola, to nie… my nie…


— Co nie? — wstała. — Nie tak mówiliście? Albo nie o mnie?


— Mama była tylko zdenerwowana wczoraj…


— Wczoraj przez co? — podniosła głos. — Przez to, że nie odebrałam telefonu? Bo gotowałam wam obiad! Wam!


— Ola, uspokój się…


— Nie uspokoję się! Wiesz co, Andrzej? Trzydzieści pięć lat byłam dobrą żoną! Gotowałam, prałam, wychowywałam dzieci, dbałam o ciebie! A co dostałam w zamian?


— Co ty opowiadasz? Mamy normalną rodzinę!


— Normalną? — Olga zaśmiała się histerycznie. — Normalna rodzina to taka, gdzie mąż z mamą obgadują żonę za jej plecami?


— My nie obgadywaliśmy!


— A co robiliście? O pogodzie rozmawialiście? — odwróciła się do teściowej. — A pani! Kim pani w ogóle jest, żeby decydować, jak mam żyć?


— Jestem matką! — oburzyła się Tamara Pawłowna.


— Jego matką! Nie moją! Nic pani nie jestem winna!


— Jesteś! Szacunek jesteś winna!


— Za co? Za upokarzanie mnie? Za wtrącanie się we wszystko? Za nastawianie syna przeciwko żonie?


— Andrzejek! — teściowa złapała się za serce. — Słyszysz, jak ona do mnie mówi?!


— Słyszę — powiedział cicho Andrzej.


— I co? Pozwolisz jej tak do mnie mówić?


Zapadła cisza. Olga patrzyła na męża i czekała. Teraz wszystko się rozstrzygnie. Teraz on wybierze.


— Mamo — powiedział w końcu Andrzej. — Może naprawdę nie trzeba było…


— Czego nie trzeba było? — teściowa aż nie mogła uwierzyć.


— No… tak mówić o Oli.


— Ty co, stanąłeś po jej stronie?


— Nie po żadnej stronie. Po prostu… jest moją żoną. Od trzydziestu pięciu lat.


Tamara Pawłowna otworzyła usta, zamknęła, znów otworzyła.


— Dobrze! — wyrzuciła z siebie w końcu. — Dobrze! Czyli już wam nie jestem potrzebna!


— Mamo, co to ma do rzeczy?


— Jak to co? Całe życie dla was! A teraz… — chwyciła torebkę. — Dobrze! Pożyjcie sobie beze mnie!


Drzwi trzasnęły. Andrzej i Olga zostali sami.


— Ola — podszedł do niej. — Po co tak ostro? Przecież ona już stara…


— Andrzej — powiedziała Olga zmęczonym głosem. — Ty naprawdę nic nie zrozumiałeś.


— Czego nie zrozumiałem? — Andrzej usiadł obok niej na ławeczce. — Wytłumacz mi.


Olga spojrzała na niego uważnie. Siwe skronie, zmęczone oczy, drobne zmarszczki. Znajoma twarz. Bliska.


— Andrzejku — powiedziała cicho. — A ty mnie kochasz?


— Oczywiście! Co to za pytanie?


— To dlaczego milczałeś, kiedy twoja mama mnie obrażała?


— Przecież powiedziałem — nie powinna tak mówić…


— Andrzej, powiedziałeś to teraz! A wczoraj milczałeś! I milczałeś przez trzydzieści pięć lat!


Pocierając czoło, westchnął.


— Ola, przecież to moja matka. Jak mam powiedzieć jej coś ostro?


— A mnie można?


— Co ty masz do tego?


— Andrzej! — Olga wstała. — To, że ja też jestem człowiekiem! I też mam uczucia!


Mężczyzna milczał, wpatrzony w podłogę.


— Wiesz co? — ciągnęła. — Twoja mama miała rację w jednym. Ja naprawdę się zmieniłam.


— W czym?




— Kiedyś się bałam. Bałam się cię martwić, bałam się urazić twoją mamę. Myślałam — wytrzymam, kiedyś mnie zaakceptuje.


— Przecież dawno cię zaakceptowała!


— Zaakceptowała? — Olga roześmiała się. — Jak służącą zaakceptowała! Taką, co ma milczeć i robić, co jej każą!


— Ola, przesadzasz…


— Nie przesadzam! — usiadła z powrotem i chwyciła go za ręce. — Andrzej, posłuchaj mnie. Naprawdę posłuchaj.


Skinął głową.


— Jestem zmęczona byciem winną wszystkiemu. Zmęczona tłumaczeniem się z każdego słowa. Zmęczona życiem w domu, gdzie się mnie nie szanuje.


— Ja cię szanuję!


— To dlaczego mnie nie obroniłeś? Ani razu przez trzydzieści pięć lat nie powiedziałeś matce: „dość”?


Andrzej długo milczał. W końcu westchnął.


— Nie wiem. Może przywykłem.


— Właśnie. Przywykłeś. A ja — oduczyłam się.


— I co teraz? — spojrzał na walizkę. — Naprawdę odejdziesz?


— Nie wiem — odpowiedziała szczerze. — To zależy od ciebie.


— Ode mnie?


— Andrzej, nie chcę niszczyć rodziny. Ale nie będę też żyć jak dawniej.


— A jak chcesz?


— Chcę, żebyś był mężem, a nie synkiem mamusi. Chcę, żeby moje zdanie coś znaczyło. Chcę, żeby twoja mama nie rządziła w naszym domu.


— Ona nie rządzi…


— Rządzi! I dobrze o tym wiesz!


Andrzej wstał, przeszedł się po pokoju.


— Ola, a jak ja jej to wytłumaczę? Przecież ona przyzwyczajona…


— To jej problem. Niech się odzwyczai.


— Łatwo ci mówić…


— Andrzej — Olga podeszła do niego. — Wybieraj. Albo twoja matka będzie kierować naszym życiem, albo my sami. Innej opcji nie ma.


Długo milczał. W końcu objął ją.


— Dobrze. Spróbujemy.


— Spróbujemy czego?


— Żyć inaczej. Bez maminych rad.


— A jeśli się obrazi?


— No… obrazi się i przestanie. W końcu jej przejdzie.


Olga po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęła się.


— To schować walizkę?


— Schowaj.


Zaniosła walizkę do sypialni, zaczęła odkładać rzeczy z powrotem. Andrzej stał w drzwiach i patrzył.


— Ola?


— Co?


— A naprawdę ten barszcz był wczoraj dobry?


— Dobry. Nawet bardzo.


— Tak myślałem — uśmiechnął się. — Tylko mamie się zdawało.


Wieczorem zadzwoniła Tamara Pawłowna. Długo rozmawiała z Andrzejem, wzburzona. Olga słyszała tylko jego odpowiedzi.


— Nie, mamo, nie pokłóciliśmy się… Tak, wszystko dobrze… Nie, nikt cię nie wyrzuca… Tylko ustalmy… Jak ustalmy? Po ludzku…


Odłożył słuchawkę i spojrzał na żonę.


— Przyjdzie jutro. Chce porozmawiać.


— Niech przyjdzie — odpowiedziała spokojnie Olga. — Ale rozmowa będzie inna.


— Inna?


— Jak równych z równymi. Nie jestem już dziewczynką, którą można wychowywać.


Andrzej skinął głową.


— Rozumiem.


I Olga zrozumiała — coś naprawdę się zmieniło. Może nie od razu, może nie na zawsze. Ale się zmieniło.


Po raz pierwszy od wielu lat poczuła się w domu jak u siebie.

Ctrl
Enter
Заметили ошЫбку
Выделите текст и нажмите Ctrl+Enter
Обсудить (0)