— Nie zamierzam gotować dla pięćdziesięciu osób przez twoją matkę! — żona krzyknęła do męża.
— Nie zamierzam gotować dla pięćdziesięciu osób przez twoją matkę! — żona krzyknęła do męża.
Olga zamknęła laptopa i przeciągnęła się w fotelu. Dzień w pracy był wyjątkowo napięty — trzy spotkania z rzędu, masa raportów, telefony od klientów. Głowa jej dudniła; marzyła tylko o tym, żeby dotrzeć do domu i paść na kanapę.
Praca w dużej firmie zabierała mnóstwo sił, ale kobieta lubiła to, czym się zajmowała. Kariera nie przychodziła łatwo, za to dawała satysfakcję i finansową niezależność.
Od początku małżeństwa relacje ze teściową nie układały się najlepiej. Lidia Pawłowna uważała, że synowa powinna siedzieć w domu, gotować barszcz i piec ciasta. Olga miała inne podejście — kobieta powinna się rozwijać, budować karierę, być samodzielna. Domowe obowiązki są ważne, ale nie mogą stać się jedynym sensem życia.
— Znowu siedzisz w pracy do nocy? — pytała Lidia Pawłowna za każdym razem, gdy Olga zostawała dłużej w biurze. — A mąż w domu głodny. Normalna żona powinna przygotować kolację na powrót męża, a nie włóczyć się po biurach.
Igor zwykle milczał podczas tych rozmów. Nie stawał w obronie żony, ale i matce szczególnie nie oponował. Dla Olgi to milczenie było gorsze niż otwarty konflikt — mąż po prostu usuwał się w cień, zostawiając ją sam na sam z teściową.
Kilka razy Lidia Pawłowna wpadała bez zapowiedzi i urządzała „kontrole”. Szła do kuchni, otwierała lodówkę, oglądała kuchenkę.
— Co to jest? — pytała teściowa, wyciągając półprodukty. — To ma być kolacja? Karmisz męża gotowymi kotletami?
— Nie miałam czasu gotować — odpowiadała Olga, powstrzymując irytację. — Pracowałam do ósmej.
— Czas trzeba znaleźć! — Lidia Pawłowna odkładała paczkę na miejsce. — Normalne synowe pieką ciasta na święta, a ty nawet porządnych kotletów nie umiesz usmażyć!
— Pani Lidio Pawłowno, nie jestem zobowiązana gotować na zawołanie — Olga starała się mówić spokojnie. — Mam swoje życie, swoją pracę.
— Praca, praca… — teściowa махnęła ręką. — To wszystko wymówki. Nie chcesz dbać o rodzinę.
Igor siedział w pokoju i udawał, że nic nie słyszy. Olga wypuszczała powietrze i szła do kuchni, żeby nie wybuchnąć.
Z biegiem lat napięcie tylko narastało. Lidia Pawłowna nie przestawała krytykować synowej przy każdej okazji, a Olga coraz bardziej męczyła się tym naciskiem.
W połowie kwietnia teściowa zaczęła przygotowania do swoich urodzin. Lidia Pawłowna zawsze obchodziła je hucznie — zapraszała krewnych, znajomych, sąsiadów. To było dla niej jedno z najważniejszych wydarzeń w roku, wymagające starannych przygotowań.
— Oto lista gości — oznajmiła pewnego razu podczas rodzinnej kolacji Lidia Pawłowna. — Około pięćdziesięciu osób będzie, może trochę więcej.
— Sporo — zauważył Igor.
— A jak inaczej? — zdziwiła się matka. — To przecież rodzina, przyjaciele. Nie można ich nie zaprosić.
Olga w milczeniu jadła sałatkę, nie włączając się do rozmowy. Urodziny teściowej mało ją obchodziły — planowała złożyć życzenia, wręczyć prezent i tyle. Siedzenie cały wieczór w towarzystwie Lidii Pawłowny i jej gości wcale jej nie pociągało.
Tydzień przed uroczystością teściowa przyszła do nich wieczorem. Weszła do mieszkania, nawet nie zdejmując butów, i usiadła na kanapie.
— Igorku, Oleńko, siadajcie — zawołała Lidia Pawłowna. — Trzeba omówić przygotowania do świętowania.
Olga przysiadła na skraju fotela, Igor usiadł obok matki.
— A więc tak — zaczęła rzeczowo teściowa. — Dzień przed uroczystością, czyli w piątek, Ola przyjedzie do mnie i przygotuje obiad dla pięćdziesięciu osób. Już ułożyłam menu.
Olga znieruchomiała, nie wierząc własnym uszom.
— Co? — dopytała synowa.
— Przygotujesz obiad — powtórzyła Lidia Pawłowna, jakby chodziło o coś oczywistego. — Sałatki, danie główne, przekąski. Oto lista.
Teściowa podała kartkę z wykazem potraw. Olga wzięła ją, przebiegła wzrokiem: sałatka jarzynowa, śledź pod pierzynką, mięso po francusku, pierogi, tort…
— Pani Lidio Pawłowno — Olga odłożyła listę na stół — pani mówi poważnie?
— Oczywiście, że poważnie — kiwnęła głową teściowa. — To nie prośba, Olu. To obowiązek. Synowa powinna pomagać w takich sprawach.
— Obowiązek? — Olga spojrzała na nią z niedowierzaniem. — Z jakiej racji?
— Tak się przyjęło — Lidia Pawłowna skrzyżowała ręce na piersi. — W porządnych rodzinach synowe pomagają. To twoja szansa, żeby się wykazać i stać się prawdziwą częścią rodziny.
Olga poczuła, jak w środku narasta oburzenie. Wepchnięto na nią cudzą pracę, nawet nie pytając o zgodę. Jakby była zatrudnionym kucharzem, a nie członkiem rodziny.
— Dlaczego akurat ja? — zapytała Olga. — Ma pani przecież koleżanki, rodzinę.
— Bo jesteś synową — wyjaśniła stanowczo Lidia Pawłowna. — Troska o rodzinę męża to święty obowiązek żony. Powinnaś to rozumieć.
— Igor — Olga odwróciła się do męża — słyszysz, co mówi twoja matka?…
Mąż wzruszył ramionami.
— Mama ma rację. W sumie mogłabyś pomóc.
Olga wpatrzyła się w Igora, nie wierząc, że staje po stronie matki.
— „Mogłabyś pomóc” — to wszystko, co masz do powiedzenia? — dopytała synowa. — Igor, mówimy o gotowaniu dla pięćdziesięciu osób! To nie są dwie kanapki!
— No jeden dzień — burknął mąż. — Nie umrzesz chyba.
Olga znów spojrzała na teściową.
— Pani Lidio Pawłowno, nie zamierzam robić niczego takiego — powiedziała stanowczo. — Mam pracę, swoje plany. Nie zatrudniałam się jako kucharka dla pani gości.
Twarz teściowej się wydłużyła.
— To znaczy, że nie zamierzasz? — głos Lidii Pawłowny podniósł się. — Odmawiasz pomocy rodzinie?
— Odmawiam gotowania dla pięćdziesięciu osób — powtórzyła Olga. — Proszę zatrudnić kucharza albo zamówić catering z restauracji. Ale to nie jest mój obowiązek. W jakim wieku pani żyje?
— Jak ty śmiesz?! — Lidia Pawłowna zerwała się z kanapy. — Jesteś żoną mojego syna! Masz obowiązek pomagać w sprawach rodzinnych!
— Jestem żoną, a nie obsługą — Olga również wstała. — Moim obowiązkiem jest wspierać męża, a nie urządzać masowe gotowanie.
— Ty… ty niewdzięczna! — teściowa aż się zachłysnęła z oburzenia. — Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam!
— Co dokładnie pani dla mnie zrobiła? — zapytała Olga chłodno. — Krytykowała mnie przy każdej okazji? Uczyła mnie życia? Domagała się, żebym rzuciła karierę?
— Uczyłam cię być prawdziwą żoną! — krzyknęła Lidia Pawłowna. — A ty odmawiasz najbardziej podstawowej rzeczy! Nie potrafisz pomóc choć jeden dzień?!
— To nie jest jeden dzień — sprzeciwiła się Olga. — To cały dzień gotowania w cudzym mieszkaniu. Do tego kupowanie produktów, organizacja. To ogrom pracy!
— Jaki „pracy”? — przedrzeźniała ją teściowa. — Dla normalnej synowej to radość, nie praca!
— Dla mnie to przymus — ucięła Olga.
Lidia Pawłowna chwyciła torebkę, odwróciła się i ruszyła do wyjścia.
— Dobrze — rzuciła w biegu. — Sama zdecyduję, co robić. Ale będziesz tego żałować.
Drzwi trzasnęły. Olga została na środku pokoju, ze ściśniętymi pięściami. Igor siedział na kanapie, wlepiony w telefon.
— Ty w ogóle rozumiesz, co się właśnie stało? — zapytała Olga męża.
— Odmówiłaś pomocy mojej mamie — burknął Igor, nie podnosząc wzroku.
— Odmówiłam absurdalnego żądania! — Olga podeszła bliżej. — Igor, ona chce, żebym cały dzień gotowała dla pięćdziesięciu osób! To jest jakiś nonsens!
— Dla ciebie wszystko jest nonsensem, jeśli dotyczy mojej rodziny — mruknął mąż.
— Nie przekręcaj — Olga usiadła naprzeciwko. — Nie chodzi o twoją rodzinę. Chodzi o to, że próbują zwalić na mnie cudzą robotę bez mojej zgody.
Igor nie odpowiedział. Wieczór minął w milczeniu. Olga poszła wcześniej do sypialni, nie mogąc znieść tej atmosfery.
Następnego dnia mąż wrócił do domu późnym wieczorem. Igor miał posępną twarz, a ruchy nerwowe i gwałtowne.
— Wiesz, co narobiłaś? — zaczął już od progu.
— Co narobiłam? — Olga oderwała się od laptopa.
— Mama cały dzień płakała! — Igor cisnął kurtkę na krzesło. — Dzwoniła do mnie do pracy, skarżyła się! Postawiłaś mnie w niezręcznej sytuacji!
— Ja cię postawiłam w niezręcznej sytuacji? — Olga zamknęła laptopa. — Igor, twoja matka żąda, żebym gotowała dla pięćdziesięciu osób! A ty ją popierasz!
— Bo ona ma rację! — podniósł głos mąż. — Jesteś synową! Masz pomagać!
— Mam? — Olga wstała. — Od kiedy ja mam spełniać każdą zachciankę twojej matki?
— To nie zachcianka! — krzyknął Igor. — To święto! Urodziny! Nie możesz raz w roku pomóc?
— Pomóc to przynieść sałatkę albo kupić tort — odparła Olga. — A nie gotować dla całej watahy!
— Robisz z igły widły!
— Wcale nie, to ty nie rozumiesz! — Olga podeszła do męża. — Pracuję na pełen etat! Mam projekty, terminy! Nie mogę brać wolnego, żeby stać przy kuchence w mieszkaniu twojej matki!
— Weź dzień wolny — rzucił Igor.
— Wezmę wolne? — Olga roześmiała się. — Żeby gotować dla gości, których nawet nie znam? Igor, ty słyszysz, co mówisz?
— Słyszę! I widzę, że odmawiasz pomocy mojej rodzinie!
— Nie będę gotować dla pięćdziesięciu osób przez twoją matkę! — krzyknęła Olga.
Igor zamarł, patrząc na żonę.
— Powtórz — powiedział cicho.
— Nie będę — powtórzyła Olga wolno. — To nie jest mój obowiązek. Nie ma tego w żadnej umowie małżeńskiej. Nie zatrudniłam się, żeby obsługiwać twoją matkę i jej gości.
— Okazujesz brak szacunku mojej rodzinie — głos Igora stał się lodowaty.
— A twoja rodzina okazuje brak szacunku mnie — odbiła Olga. — Twoja mama żąda, a ty ją popierasz. Nikt nie pyta o moje zdanie, moje pragnienia.
— To tylko jeden dzień! — Igor uderzył pięścią w stół. — Jeden cholerny dzień! Nie możesz się poświęcić?
— Nie — odpowiedziała Olga twardo. — Nie mogę i nie będę. Szacunek to nie darmowa praca. To nie przymus.
— Dobrze — Igor wyprostował się. — To posłuchaj mnie uważnie. Jeśli nie zorganizujesz mamie tego święta, zacznę rozważać rozwód.
Olga oniemiała.
— Co?
— Słyszałaś — powiedział chłodno Igor. — Moja matka na to zasługuje. Synowa ma obowiązek pomagać. Jeśli nie rozumiesz rzeczy podstawowych, to znaczy, że nie jest nam po drodze.
— Grozisz mi rozwodem, bo nie chcę gotować? — Olga spojrzała na męża z niedowierzaniem.
— Przez to, że nie szanujesz mojej rodziny — poprawił Igor. — Więc wybieraj: albo gotujesz, albo rozwód.
Olga milczała przez kilka sekund, patrząc na męża. W środku wszystko w niej wrzało — żal, złość, rozczarowanie. Ale przez te emocje przebijała się jasność. Rozumiała, że to punkt bez powrotu.
— Rozwód — powiedziała spokojnie Olga.
Igor mrugnął, jakby nie dosłyszał.
— Co?
— Wybieram rozwód — powtórzyła Olga. — Jeśli dla ciebie urodziny twojej matki są ważniejsze niż godność twojej żony, to nie mam tu czego szukać. — Olga weszła do sypialni i wyjęła walizkę. — Nie będę żyła z człowiekiem, który stawia mnie przed takim wyborem.
— Ola, czekaj — Igor poszedł za nią. — Porozmawiajmy…
— Nie ma o czym rozmawiać — Olga zaczęła pakować rzeczy do walizki. — Sam wszystko zdecydowałeś. Wybrałeś stronę matki. Ja po prostu przyjmuję konsekwencje.
— Nie to miałem na myśli! — głos Igora zadrżał. — Po prostu chciałem, żebyś pomogła!
— Pomogła? — Olga odwróciła się. — Ty żądałeś. Groziłeś. To nie jest prośba o pomoc, Igor. To manipulacja.
— Ola, no poczekaj…
— Nie — Olga zamknęła walizkę. — Mam dość. Dość twojej matki, jej wymagań i tego, że wspierasz jej chore pomysły. Nie mogę już tak żyć. — Olga chwyciła walizkę. — Pozew o rozwód złożę w przyszłym tygodniu.
— Ola, proszę, porozmawiajmy jeszcze raz — Igor złapał ją za rękę.
Olga wyswobodziła się.
— Za późno na rozmowy. Dokonałeś wyboru. Teraz z nim żyj.
Kobieta podeszła do wyjścia, włożyła kurtkę, wzięła torebkę.
— Jeśli święto twojej matki jest dla ciebie ważniejsze ode mnie, to nie mamy przyszłości — powiedziała Olga na pożegnanie. — Zostań z nią. Bawcie się dobrze.
Drzwi się zamknęły. Igor został w przedpokoju, nie wierząc, że to się naprawdę dzieje. Żona odeszła. Przez urodziny matki. Przez żądanie przygotowania kolacji.
Olga wsiadła do taksówki i pojechała do przyjaciółki Mariny. Zadzwoniła po drodze, uprzedziła, że przyjedzie. Marina przyjęła ją z otwartymi ramionami.
— Co się stało? — zapytała przyjaciółka, gdy Olga weszła do mieszkania.
— Rozwodzę się — odpowiedziała krótko Olga.
Pierwsze dni spędziła u Mariny, dochodząc do siebie. Potem znalazła małą kawalerkę w innej dzielnicy i wynajęła ją na rok. Dokumenty rozwodowe złożyła po tygodniu, jak obiecała.
Igor dzwonił kilka razy, próbował porozmawiać, ale Olga nie odbierała. Potem napisał długą wiadomość z przeprosinami, lecz było już za późno. Decyzja zapadła, nie było odwrotu.
Po miesiącu rozwód został sfinalizowany. Igor próbował coś udowadniać w sądzie, ale Olga nie ustępowała. Sędzia szybko wydał decyzję — małżeństwo zostało rozwiązane.
Olga wróciła do pracy z nową energią. Bez ciągłej presji ze strony teściowej i milczącego wsparcia męża życie stało się łatwiejsze.
Lidia Pawłowna urodziny świętowała, ale nie tak, jak planowała. Zaprosiła mniej gości, gotowała sama z pomocą koleżanek. Podobno przez cały wieczór narzekała na niewdzięczną synową, która zostawiła jej syna.
Igor próbował spotykać się z innymi dziewczynami, ale nic poważnego z tego nie wychodziło. Lidia Pawłowna każdą nową znajomą syna od razu zaczynała „uczyć życia” i związki się rozpadały.
Olga natomiast odzyskała wolność. Nikt już nie dyktował jej, jak ma żyć, co gotować i komu służyć. Rok później poznała człowieka, który szanował jej wybory, jej karierę i jej granice.
Czasem Olga wracała myślami do tamtego wieczoru, gdy Lidia Pawłowna zażądała gotowania dla pięćdziesięciu osób. I za każdym razem wiedziała, że podjęła właściwą decyzję. Godność jest cenniejsza niż jakiekolwiek małżeństwo zbudowane na żądaniach i manipulacji.
