admin
Опубликовано: 23:47, 22 декабрь 2025
О скрипте

— Mama zaproponowała, żeby wziąć kredyt na twoje nazwisko — powiedział mąż. W tej chwili zrozumiałam — nasze małżeństwo się skończyło. Nie mogę żyć w trójkącie.

{short-story limit="540"}
— Mama zaproponowała, żeby wziąć kredyt na twoje nazwisko — powiedział mąż. W tej chwili zrozumiałam — nasze małżeństwo się skończyło. Nie mogę żyć w trójkącie.

— Mama zaproponowała, żeby wziąć kredyt na twoje nazwisko — powiedział mąż. W tej chwili zrozumiałam — nasze małżeństwo się skończyło. Nie mogę żyć w trójkącie.




— Ty tak na serio? — głos Nasty się załamał. — Wziąć kredyt NA MNIE dla twojej mamy?


Zobacz więcej
Pies domowy
animaux de compagnie
chien
Zwierzęta domowe
— Nastia, nie zaczynaj — westchnął zmęczony Aleksiej, rzucając na stół teczkę z dokumentami. — To nie dla mamy. To dla nas wszystkich.


— Dla nas wszystkich? — prychnęła. — Mnie, ciebie i twojej mamusi, która żyje jak bohaterka serialu o wiecznych cierpiętnicach? Spoiler: nie zgadzałam się na rolę w trzecim sezonie.


W kuchni zapadła cisza, tylko tykanie taniego zegara nad lodówką drażniąco przypominało o upływającym czasie. Październik. Mokry, zimny, z kałużami przy wejściu do bloku i tym paskudnym wiatrem, który przenika do kości. Nastia stała przy oknie, patrząc, jak pojedyncze liście wirują pod latarnią.


Aleksiej milczał, grzebiąc łyżką w pustej filiżance.


— Mamusia jest po prostu zmęczona — powiedział w końcu, jakby się tłumaczył. — Sąsiedzi hałasują, dach przecieka, dom stary. Jest sama.


— Nie jest sama, Liosza — Nastia gwałtownie się odwróciła. — Ma ciebie. A teraz, jak widzę, mnie też. W roli dawcy kredytu.


— Nie przesadzaj — zmarszczył brwi. — To tylko pomoc.


— Pomoc? Pomoc to doniesienie siatek z zakupami albo naprawienie gniazdka. A nie wpychanie żony w hipotekę na cudze mieszkanie — powiedziała spokojnie, ale każde jej słowo brzmiało jak policzek.


Aleksiej odchylił się na krześle.


— Po prostu nie chcesz pomóc. Żałujesz.


— Żałuję? — zaśmiała się krótko, gorzko. — Żałuję siebie, Liosza. Żałuję, że związałam się z mężczyzną, który nie widzi różnicy między miłością a wygodą.


Chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie ktoś zadzwonił do drzwi. Długi, bezczelny dzwonek, jakby za drzwiami stał komornik, a nie krewna. Nastia nawet nie zapytała — wiedziała.


— Mama — burknął Aleksiej, idąc do przedpokoju.


— Niespodzianka — mruknęła Nastia pod nosem. — Dostawa dramatu dotarła.


Nina Pietrowna weszła jak do siebie, z siatką z supermarketu, w której brzęczały słoiki i pojemniki.


— Witajcie, kochani — powiedziała tonem, jakby przyszła na herbatę do szkolnych przyjaciół, a nie do mieszkania, w którym przed chwilą trwała kłótnia. — Przyniosłam kotlety. Domowe.


Nastia ledwo powstrzymała sarkazm:


— Dziękujemy, Nino Pietrowno. Właśnie rozmawialiśmy o hipotece na mnie. Smacznego.


— Oj — teściowa zmrużyła oczy, udając, że nic nie rozumie. — Aleksej, powiedziałeś już? No, szybki jesteś.


— Mamo, chciałem, żebyśmy razem podjęli decyzję… — zaczął Aleksiej, ale matka już szła swoją ścieżką.


— Nasteńko — zaczęła miękko, lecz w jej głosie pobrzmiewała stal — to nie jest zwykłe mieszkanie. To stabilność. Rodzina powinna sobie pomagać.


— Rodzina — owszem. Ale nie jestem pewna, czy my jesteśmy jedną rodziną — Nastia spojrzała na nią chłodno.


— Co za słowa! — Nina Pietrowna teatralnie uniosła ręce. — Powiedz przy wszystkich: naprawdę żałujesz pomóc matce własnego męża?


— Żałuję tracić ostatnie nerwy — ucięła Nastia. — Zwłaszcza kiedy nawet nie wiem, że mój mąż już planuje zrobić ze mnie kredytodawcę.


— Oj, daj spokój! — machnęła ręką Nina Pietrowna. — Papierki to drobiazg. Najważniejsze jest nastawienie.


— Właśnie — Nastia podeszła bliżej. — Nastawienie. A pani ma takie — wziąć cudze, udawać, że to pożyczone, a potem obrazić się, że nie oddali.


Aleksiej zerwał się z miejsca, jakby chciał ratować sytuację:


— Dość! Obie działacie teraz pod wpływem emocji. Mamo, usiądź, Nastia, uspokój się.


Ale obie go zignorowały.


— Wiesz, Nasteńko — powiedziała teściowa, patrząc jej prosto w oczy — jeśli nie chcesz pomagać, to chociaż nie przeszkadzaj. Niektóre kobiety są dumne, że wspierają męża, a nie go krytykują.


— A niektóre kobiety są dumne z tego, że włażą synowi w życie i grają ofiary — odcięła Nastia.


Aleksiej podniósł ręce:


— Stop! Proszę, bez obrażania!


— Bez obrażania — powtórzyła spokojnie Nastia. — Dobrze. Powiem bez emocji: nie wezmę kredytu. Nigdy. Za nic.


Nina Pietrowna wydęła usta jak obrażona dziewczynka.




— No to nie wiem… — westchnęła teatralnie. — Może pożyczycie mi chociaż trochę? Na chwilę.


— Mamo! — krzyknął Aleksiej. — Umawialiśmy się: żadnych pieniędzy!


Nastia zaśmiała się — cicho, ale w ten sposób, od którego zawsze ściskało mu się w środku.


— Wszystko jasne. Wiedziałeś, że znów poprosi.


— Nastia, ja… — zaczął, ale nie zdążył.


— Nie trzeba — przerwała. — Wiedziałeś, a mimo to ją zaprosiłeś.


Wzięła telefon ze stołu, otworzyła listę połączeń i stuknęła w ekran.


— Co robisz? — Aleksiej się napiął.


— Dzwonię do Leny — powiedziała spokojnie. — Prześpię się dziś u niej. A wy tu… ustalcie, kto komu i ile jest winny.


— Nastia, poczekaj — podniósł się, chwytając ją za rękę. — Po co od razu tak?


— Bo na „nie od razu” jest już za późno — wyrwała dłoń. — Nie jestem bankiem, Liosza. Ani zastawem twojej matki.


Założyła kurtkę, zapięła zamek i nie odwracając się, wyszła na ciemną klatkę. Drzwi trzasnęły głośno, niosąc echo po schodach.


Aleksiej stał bezradnie, patrząc na drzwi, a za jego plecami Nina Pietrowna szeptała:


— Nic się nie martw, synku. Ochłonie. Wszystkie baby tak mają. Najważniejsze — nie ustępuj.


Ale on milczał. Bo pierwszy raz od dawna czuł nie zwycięstwo, lecz przepaść — głęboką i lepką jak błoto po deszczu.


Następne dni dłużyły się w nieskończoność. Nastia wynajęła pokój u przyjaciółki, nosiła laptop do pracy i z powrotem, żyła jak automat. Rano — kawa, metro, raporty, telefony. Wieczorem — cisza, herbata i myśli, od których chciało się krzyczeć.


Aleksiej nie dzwonił przez pierwsze trzy dni. Potem zaczął pisać:


„Przepraszam. Musimy porozmawiać.”


„Mama nie chciała źle.”


„Źle to zrozumiałaś.”


Nie odpowiadała.


Czwartego dnia zadzwonił sam.


— Nastia, proszę. Nie chcę, żeby tak to wyglądało. Wróć. Wszystko ustalimy.


— My? — powtórzyła. — A może wy z mamą?…


— Ja. Naprawdę. Zrozumiałem, że przesadziłem.


Nastia długo milczała.


— Dobrze — powiedziała w końcu. — Przyjadę jutro. Ale nie do ciebie — po swoje rzeczy.


Chciał coś powiedzieć, ale połączenie zostało przerwane. Nawet sygnał w słuchawce brzmiał jak kropka.


— O, łaskawie przyszłaś — Aleksiej stał w drzwiach jak ochroniarz w centrum handlowym — jakby nie żona, tylko kontroler biletów.


— Wyluzuj — Nastia zdjęła kaptur, strzepując z włosów krople deszczu. — Jestem po swoje rzeczy.


W przedpokoju pachniało smażoną cebulą i jakimiś perfumami, od których Nastia zawsze dostawała bólu głowy. Od razu zrozumiała — Nina Pietrowna znowu tu jest. I bynajmniej nie w gościach.


Zobacz więcej
Pies domowy
chien
animaux de compagnie
Zwierzęta domowe
— Mamo, wyjdź proszę — poprosił Aleksiej, ale z kuchni już rozległ się jej głos:


— A ja się wcale nie chowam. Niech wchodzi. Nie jestem wrogiem.


Nastia powoli weszła do kuchni. Na stole — dwa talerze z kolacją, trzeci przykryty pokrywką. Nakryto dla trzech osób.


— Uroczo — uśmiechnęła się krzywo. — Rodzinna kolacja bez jednego członka rodziny.


— Nastia, nie zaczynaj — zmęczonym głosem powiedział Aleksiej, siadając z powrotem. — Po prostu poprosiłem mamę, żeby pomogła mi w sprawach.


— Aha, pomogła. Czyli mieszka tutaj. W moim wynajmowanym mieszkaniu.


Nina Pietrowna nawet nie mrugnęła:


— Tymczasowo. Do czasu aż skończą remont.


— Remont? — Nastia uniosła brwi. — Aaa, ten, na który to ja miałam brać kredyt. Teraz robicie go bez niego?


— Nie szydź — teściowa spojrzała na nią surowo. — Znaleźliśmy tańszy sposób. Aleksiej dogadał się z majstrem.


Nastia pokręciła głową.


— Aleksiej, powiedz szczerze — rozumiesz, że nie wrócę?


Podniósł wzrok gwałtownie:


— Nie gadaj głupot. Oczywiście, że wrócisz. To wszystko emocje.


— Emocje? — prychnęła. — Kiedy mąż za moimi plecami lata po bankach — to emocje? Kiedy teściowa omawia moją „skąpość” z koleżankami? Mam już alergię na słowo „rodzina”.


— Kto ci w ogóle kazał tak dramatyzować?! — nie wytrzymał Aleksiej. — Chcieliśmy tylko pomóc mamie!


— Właśnie — uniosła palec. — MAMIE. Nie sobie. Nie nam. Nie sądzisz, że żyjesz cudzymi potrzebami?


Wstał gwałtownie:


— Po prostu jestem dobrym synem!


— A kiepskim mężem — dokończyła spokojnie. — I jedno nie równoważy drugiego.


Zapadła cisza. Nawet Nina Pietrowna nie znalazła słów. Tylko łyżka stuknęła o talerz.


— Wiesz, Nasteńko — powiedziała cicho, tym tonem, od którego Nasti zawsze ściskało się w piersi — ty po prostu nie umiesz wybaczać.


— Nie — Nastia podeszła bliżej. — Ja po prostu umiem pamiętać, kto jak się zachowuje.


— A komu ty jesteś potrzebna z takim charakterem? — wybuchła teściowa. — Męża nie utrzymałaś, dom rozwalasz własnymi rękami!


— Dom? — Nastia parsknęła. — Dom rozwalają nie kobiety, tylko ci, którzy podtykają im umowy kredytowe zamiast kwiatów.


Aleksiej spróbował interweniować:


— Dość! Mamo, idź do pokoju.


— Nie — Nastia uniosła rękę. — Niech zostanie. Będzie nawet łatwiej.


Podeszła do stołu, położyła na nim pęk kluczy i kartę bankową.


— Proszę, Liosza. Teraz ty płacisz za czynsz. Jutro przepiszę umowę na siebie. Możesz zostać tu do końca miesiąca, a potem — radź sobie.


— Mówisz poważnie? — pobladł Aleksiej. — Przecież my razem…


— Byliśmy — poprawiła. — Dopóki nie uznałeś, że wspólne życie to trzydzieści lat wspólnego długu.


Nina Pietrowna pochyliła się do przodu:


— Za kogo ty się uważasz?! Bez niego jesteś nikim! Na pensji księgowej daleko nie zajedziesz!


— Ale pojadę sama — Nastia odwróciła się gwałtownie. — A nie z wami przyczepionymi do bagażnika.


Przeszła do sypialni, zebrała rzeczy, nie rozglądając się. Prosto: ubrania, laptop, dokumenty, ładowarka. Bez sentymentów.




Aleksiej stał w drzwiach, oparty o framugę:


— Tak po prostu? Wyjdziesz i nawet nie spróbujesz porozmawiać?


— Przecież rozmawiamy — odparła, nie podnosząc wzroku. — Po prostu nie podoba ci się to, co słyszysz.


— Nastia — zrobił krok bliżej — nie odchodź. Ja przecież dla ciebie się staram.


Odwróciła się do niego.


— Dla mnie? Nie, Liosza. Ty po prostu przywykłeś, że jestem obok. Że wszystko posprzątam, załatwię, podpiszę. A kiedy przestaję być wygodna — wołasz mamę.


Milczał. Jego oczy uciekały, jak u kogoś przyłapanego na kłamstwie.


— Wiesz, co najbardziej boli? — ciągnęła dalej. — Że naprawdę cię kochałam. Myślałam, że razem dorośniemy, że nauczymy się być drużyną. A wyszło — ty z mamą w jednej drużynie, a ja na ławce rezerwowych.


Aleksiej spuścił głowę:


— Nie chciałem…


— Chciałeś czy nie — już nieważne — Nastia zamknęła torbę. — Ważne, co zrobiłeś.


Z kuchni znów dobiegł głos Niny Pietrowny:


— Niech idzie! I tak wróci! Takie jak ona zawsze wracają!


Nastia spojrzała na drzwi kuchni i uśmiechnęła się krzywo:


— Sprawdź za parę lat. Ale szczerze — nie radzę czekać.


Włożyła płaszcz, wyjęła z kieszeni pierścionek i położyła go na komodzie przy lustrze.


— Nie tobie go oddawać — powiedziała cicho. — Oddałam go, bo wierzyłam.


— Nastia… — Aleksiej ruszył w jej stronę.


— Za późno — przerwała. — Jeśli kobieta odchodzi nie w skandalu, tylko w ciszy — to koniec.


Drzwi trzasnęły.


Na dworze siąpił drobny deszcz. Nastia szła wzdłuż alei, nie otwierając parasola. Oddychała zimnym powietrzem i pierwszy raz od dawna czuła lekkość. Przed nią — niewiadoma, ale wreszcie uczciwa.




Zatrzymała się przy kiosku, kupiła kawę w papierowym kubku i wyciągnęła telefon.


Na ekranie migała wiadomość od Aleksieja: „Przepraszam. Wszystko zrozumiałem. Wróć. Zaczniemy od nowa.”


Długo patrzyła na te słowa. Potem nacisnęła „usuń”.


Kawa była gorąca, nieznośnie gorzka — dokładnie taka, jak trzeba.


Ludzie mijali ją — jedni z kwiatami, inni z torbami, jeszcze inni z tymi samymi twarzami, na których napisane „wszystko w porządku”, choć w środku burza. Nastia pomyślała: chyba każdy choć raz stoi na takim rozdrożu — między „znosić” a „żyć”.


I pierwszy raz wybrała to drugie.


Ruszyła w stronę metra, zostawiając za sobą dom, w którym nie będzie już jej kubka, jej śmiechu ani jej lęków.


Tylko cudze kotlety, cudze plany i cudzą pewność, że „i tak wróci”.


A ona — nie wróci.


Bo teraz ma nie tylko nowe życie.


Ma swoje.

Ctrl
Enter
Заметили ошЫбку
Выделите текст и нажмите Ctrl+Enter
Обсудить (0)