— Żadnych kluczy mojej mamie nie dam. A jeśli ty jej je dasz, wymienię zamki — powiedziała spokojnie Oksana do męża.
— Żadnych kluczy mojej mamie nie dam. A jeśli ty jej je dasz, wymienię zamki — powiedziała spokojnie Oksana do męża.
— Co ty tutaj robisz? — Oksana znieruchomiała w progu, nie wierząc własnym oczom.
Zobacz więcej
drzwiach
stole
stołu
Akcesoria kuchenne
do drzwi
stół
Stół
Gry familijne
Pies domowy
chien
Walentyna Kiriłłowna odwróciła się od otwartej szafy, trzymając w rękach sweter Oksany, i uśmiechnęła się tak, jakby nic niezwykłego się nie działo.
— Ach, Oksano! Dzisiaj wcześnie jesteś. Postanowiłam trochę zaprowadzić u was porządek. Ty całymi dniami w pracy, a mój Lenia kompletnie zaniedbał mieszkanie.
Oksana powoli odłożyła torebkę na szafkę w przedpokoju i wzięła głęboki oddech. To nie było jej pierwsze „niespodziewane” spotkanie ze swoją teściową we własnym mieszkaniu, ale dziś coś w niej pękło.
— Walentyno Kiriłłowno, jak pani weszła do mieszkania?
— Lenia dał mi klucze — teściowa potrząsnęła pękiem kluczy. — Jeszcze miesiąc temu. Powiedział, że tak będzie wygodniej. Czasem wpadam, kiedy was nie ma, posprzątam, ugotuję…
— Bez mojej wiedzy? — Oksana starała się mówić spokojnie, choć w środku aż ją gotowało.
— A co w tym takiego? — zdziwiła się Walentyna Kiriłłowna. — Jestem przecież jego matką. Pomagam wam, młodym.
Oksana zdjęła płaszcz i powiesiła go w szafie. Trzy lata małżeństwa. Trzy lata nieustannych „niespodzianek” od teściowej. Ale to — była ostatnia kropla.
— Proszę położyć klucze na stole i więcej nie przychodzić bez zaproszenia — powiedziała możliwie najspokojniej.
— To Lenia mi je dał! — oburzyła się Walentyna Kiriłłowna, przyciskając klucze do piersi. — Co ja, obca jestem? Myślisz, że nie widzę, co się dzieje? Ty po prostu nie chcesz, żebym widziała, jak żyjecie!
— Jak żyjemy, to nasza sprawa — Oksana poczuła, jak drży jej głos. — Proszę wyjść. Porozmawiamy, kiedy będę spokojniejsza.
Gdy za urażoną Walentyną Kiriłłowną zamknęły się drzwi, Oksana osunęła się na kanapę i zamknęła oczy. W głowie krążyła jej tylko jedna myśl: jak Lenia mógł tak postąpić?
Wieczorem, gdy mąż wrócił z pracy, Oksana spotkała go w drzwiach.
— Musimy porozmawiać — powiedziała.
— Coś się stało? — Lenia wyglądał na zaniepokojonego.
— Twoja mama powiedziała mi dziś, że ma klucze do naszego mieszkania. Klucze, które jej dałeś bez mojej wiedzy.
Lenia ze spuszczoną głową wyglądał na winnego.
— Oksan… ona po prostu chciała pomóc…
— Żadnych kluczy twojej mamie nie dam. A jeśli ty jej je dasz, wymienię zamki — powiedziała spokojnie Oksana do męża. — I to nie podlega dyskusji.
W miejskim wydziale statystyki panowała niezwykła cisza. Oksana siedziała przy komputerze, próbując skupić się na ważnym raporcie kwartalnym, ale liczby rozmazywały jej się przed oczami. Wczorajsza rozmowa z mężem nie dawała jej spokoju.
— Nie wyglądasz najlepiej — Wiera postawiła przed nią filiżankę pachnącej kawy. — Co się stało?
— Walentyna Kiriłłowna. Znowu — westchnęła Oksana.
Wiera kiwnęła ze zrozumieniem głową. Przez lata przyjaźni z Oksaną nasłuchała się historii o teściowej.
— Wyobrażasz sobie, Lenia dał jej klucze do naszego mieszkania. Bez mojej wiedzy! Wczoraj wracam do domu, a ona grzebie w naszej szafie.
— I co zrobiłaś? — Wiera przysiadła na brzegu biurka.
— Kazałam jej wyjść. A wieczorem porozmawiałam z Lenią.
— I?
— Jak zawsze zaczął się tłumaczyć. Że mama tylko chciała pomóc, że jest samotna po tym, jak ojciec… po tym, jak go zabrakło — Oksana zauważyła, że zadrżał jej głos. — Ale to jest mój dom, Wiera! Moja przestrzeń! A ona przychodzi, kiedy chce, przekłada moje rzeczy, gotuje po swojemu, choć wie, że Lenia nie znosi jej kuchni…
— Musisz postawić jasne granice — przytaknęła Wiera. — Inaczej będzie dalej deptać…
— Koledzy, proszę o chwilę uwagi — odezwał się głos kierownika działu, Antona Siergiejewicza. — Oksano Michajłowno, proszę do mnie wejść.
Oksana się spięła. Raport kwartalny nie był jeszcze gotowy i już wyobrażała sobie, jak będzie tłumaczyć opóźnienie.
W gabinecie Antona Siergiejewicza pachniało drogą wodą kolońską. Gestem wskazał Oksanie krzesło.
— Mam nieprzyjemne wiadomości — zaczął. — W państwa ostatnim raporcie dotyczącym przedsiębiorstw przemysłowych wykryto poważne błędy. Dane nie zgadzają się ze wskaźnikami regionalnymi.
— Ale ja sprawdzałam trzy razy… — zaczęła Oksana.
— Wiem, że jest pani odpowiedzialnym pracownikiem — przerwał Anton Siergiejewicz. — Dlatego proponuję popracować nad poprawkami po godzinach. Możemy spotkać się dziś o szóstej w kawiarni „Laguna”. Jest tam spokojnie i nikt nam nie będzie przeszkadzał.
Coś w jego tonie sprawiło, że Oksana poczuła niepokój. W ciągu ostatniego miesiąca było to już trzecie zaproszenie do pracy „w nieformalnej atmosferze”.
— Dziękuję, ale wolę zostać po pracy tutaj — odpowiedziała stanowczo.
— Jak pani chce — Anton Siergiejewicz uśmiechnął się, ale uśmiech nie dotarł do oczu. — Tylko proszę pamiętać: to pilne. Od pani raportu zależy moja prezentacja na kolegium.
Wieczorem Oksana została w biurze do ósmej, próbując znaleźć błędy w raporcie. Była pewna, że wszystko sprawdziła, ale liczby rzeczywiście się nie zgadzały, jakby ktoś zmienił bazę danych.
Do domu wróciła zmęczona i przygnębiona. A pierwsze, co zobaczyła — nakryty stół oraz Lenię z jego matką, spokojnie rozmawiających w kuchni.
— A oto nasza pracoholiczka! — zawołała Walentyna Kiriłłowna. — Przyszłam przeprosić za wczoraj i zrobiłam twoje ulubione gołąbki.
— Mama żałuje — uśmiechnął się Lenia. — Przyznaje, że źle zrobiła, przychodząc bez pytania.
— Właśnie tak! — podchwyciła teściowa. — I oddałam Leni klucze. Już nie będę przychodzić bez telefonu.
Oksana w milczeniu podeszła do stołu. Gołąbki były ulubionym daniem Leni, nie jej. Tak jak wiele innych rzeczy, których Walentyna Kiriłłowna uparcie „nie pamiętała” od lat.
— Czyli oddałeś klucze? — zapytała Oksana męża później, gdy Walentyna Kiriłłowna wreszcie wyszła.
— Tak, proszę — Lenia wyjął z kieszeni pęk i położył go na szafce.
Oksana wzięła klucze i przyjrzała im się uważnie.
— Lenia… a czemu wyglądają na zupełnie nowe?
— Co? — mąż nerwowo się roześmiał. — O czym ty mówisz? Zwykłe klucze…
— Nasze stare klucze były porysowane. A te są lśniące, jakby prosto z warsztatu — Oksana spojrzała mężowi prosto w oczy. — Ona zrobiła duplikaty, prawda?
— Oksan, no znowu zaczynasz? — Lenia odwrócił wzrok. — Mama przyszła z pokojem, zrobiła kolację…
— O którą nie prosiłam. Do mieszkania, do którego nie powinna była wejść. I znów z własnymi kluczami — Oksana poczuła, jak w środku wzbiera fala gniewu. — Jak długo to jeszcze będzie trwało?
— Nic już nie będzie trwało! — Lenia podniósł głos. — Mama obiecała, że nie przyjdzie bez telefonu!
— Wierzysz w jej obietnice? Po tylu latach?
— To moja matka! — Lenia uderzył pięścią w stół. — Samotna kobieta, która straciła męża. Ona po prostu chce być bliżej nas!
— Nie, ona chce kontrolować twoje życie — Oksana pokręciła głową. — A tobie to pasuje.
Lenia w milczeniu chwycił kurtkę i wyszedł z mieszkania, głośno trzaskając drzwiami.
Następnego ranka Oksana znalazła na swoim biurku ogromny bukiet róż i karteczkę od Antona Siergiejewicza z podziękowaniem za nocną pracę nad raportem.
— Oho! — zagwizdała przechodząca obok Swietłana Makarowa. — Anton Siergiejewicz dziś hojny.
— To tylko podziękowanie za pracę — odparła sucho Oksana.
— Jasne — uśmiechnęła się z przekąsem Swietłana. — U mnie też tak się zaczynało. Tylko że mój mąż szybko położył temu kres.
Oksana chciała zaprotestować, ale w tej chwili zadzwonił telefon. To była Wiera.
— Nie uwierzysz, ale właśnie wpadłam na twoją teściową w supermarkecie — zaczęła szybko. — Wypytywała mnie o ciebie i Antona Siergiejewicza! Powiedziała, że widziała, jak wczoraj wieczorem wychodziliście razem z kawiarni „Laguna”.
— Co?! Przecież w ogóle nie byłam w kawiarni! Siedziałam do późna w biurze!
— Tak jej powiedziałam, ale nie uwierzyła. Upierała się, że widziała was na własne oczy. Oksan, to jakieś szaleństwo!
Oksana odłożyła słuchawkę i przymknęła oczy. Walentyna Kiriłłowna wymyśliła tę historię, żeby wbić klin między nią a Lenią. Ale skąd wiedziała o kawiarni „Laguna”? Czyżby podsłuchała ich rozmowę z Antonem Siergiejewiczem?
Wieczorem Oksana wróciła do domu i odkryła, że Lenia już jest — jak na niego, niezwykle wcześnie. Siedział w salonie z kamienną twarzą.
— Musimy porozmawiać — powiedział chłodno.
— O czym? — zapytała Oksana, choć już się domyślała.
— O twoich wyjściach do kawiarni z szefem — Lenia zacisnął pięści. — Mama widziała was wczoraj.
— I uwierzyłeś jej? — spytała cicho Oksana. — Bez jednego pytania? Uwierzyłeś jej, a nie mnie?
— A czemu mam ci wierzyć? — Lenia zerwał się na równe nogi. — W pracy już wszyscy o tym gadają! Dzwonił do mnie Siergiej z sąsiedniego działu i złożył mi wyrazy współczucia!
— To kłamstwo — powiedziała stanowczo Oksana. — Wczoraj siedziałam w biurze do ósmej, poprawiałam raport. Potem wróciłam do domu, gdzie ty spokojnie jadłeś kolację ze swoją matką.
— Ale mama…
— Twoja mama kłamie, Lenia. I robiła to już wiele razy. Przypomnij sobie historię o mojej rzekomej wizycie w salonie jubilerskim, gdzie niby kupowałam sobie złote kolczyki. Albo tę „tajną” randkę z moim byłym kolegą z klasy, którego nie widziałam od pięciu lat.
Lenia milczał, rozważając słowa żony.
— Zadzwoń do biura — zaproponowała Oksana. — Zapytaj ochroniarza Michalycza. On zapisuje, kto kiedy wychodzi. Podpisałam się w dzienniku dokładnie o 20:03. A kawiarnia „Laguna” jest pół godziny drogi od biura. Pomyśl sam — jak mogłam się tam znaleźć?
Oksana siedziała z Wierą w małej kawiarni niedaleko pracy i opowiadała o ostatnich wydarzeniach.
— Wyobrażasz sobie, Lenia zadzwonił do Michalycza! Sprawdził godzinę mojego wyjścia. A potem przeprosił, powiedział, że już nie będzie wierzył w mamine bajki.
— I ty mu wybaczyłaś? — Wiera pokręciła głową z niedowierzaniem.
— A co mi zostało? — westchnęła Oksana. — Jesteśmy razem cztery lata. I ogólnie wszystko jest dobrze, gdyby nie jego matka…
— Która dalej wtrąca się w wasze życie — dokończyła za nią Wiera. — I teraz jeszcze puszcza plotki o twoim nieistniejącym romansie z szefem.
— To jest najgorsze — Oksana zakryła twarz dłońmi. — W biurze wszyscy szepczą za moimi plecami. Nawet Anton Siergiejewicz stał się bardziej… powściągliwy.
— Może więc trzeba z nią poważnie porozmawiać? Razem z Lenią?
— Myślisz, że to pomoże? Ona wszystkiemu zaprzeczy, a Lenia znów stanie między młotem a kowadłem.
Ale porozmawiać i tak się musiało. W najbliższy weekend Walentyna Kiriłłowna zadzwoniła i oznajmiła, że zaplanowała wielką rodzinną kolację z okazji urodzin Leni, do których zostały dwa tygodnie.
— Już zaprosiłam Nataszę z mężem, przyjadą z Nowogrodu — powiedziała radośnie. — I Igora Pietrowicza z piątego piętra. On tak kocha mojego Lenię!
— Walentyno Kiriłłowno — Oksana starała się mówić spokojnie — my z Lenią planowaliśmy świętować jego urodziny we dwoje. Mam już zarezerwowany stolik w restauracji.
— Bzdury! — ucięła teściowa. — Urodziny syna świętuje się w rodzinnym gronie. Co to za moda, żeby chodzić po restauracjach? Ja już zaczęłam przygotowania. A Natasza z Dimą kupili bilety.
Lenia, słysząc o planach matki, tylko bezradnie rozłożył ręce: „Oksan, no co teraz zrobić? Nataszka jedzie…”
W dniu urodzin Leni pojechali do Walentyny Kiriłłowny. Mieszkanie było odświętnie udekorowane, na stole stały ulubione potrawy solenizanta, a w przedpokoju już kłębiły się osoby: siostra Leni Natasza z mężem Dimą, sąsiad Igor Pietrowicz i jeszcze kilku krewnych oraz znajomych rodziny, których Oksana ledwo znała.
— A oto i nowożeńcy! — zawołała Walentyna Kiriłłowna, jakby nie świętowali czwartej rocznicy ślubu pół roku temu. — Wchodźcie, wchodźcie!
Kolacja zaczęła się całkiem spokojnie. Goście wymieniali nowinki, Lenia rozpakowywał prezenty, Natasza opowiadała o życiu w Nowogrodzie. Ale po trzecim toaście atmosfera się zmieniła.
— A pamiętacie Wieroczkę Sinicyną? — zapytała nagle Walentyna Kiriłłowna. — Lenia spotykał się z nią jeszcze na studiach. Taka gospodarna dziewczyna! I gotowała jak bogini. Teraz, mówią, otworzyła własny biznes.
Oksana się spięła, ale milczała.
— A jaki biznes? — zainteresował się Igor Pietrowicz.
— Chyba coś z organizacją imprez — odparła Walentyna Kiriłłowna. — Bardzo jej idzie. I dzieci już dwoje.
— Mamo — wtrącił Lenia — nie rozmawiajmy teraz o Wierze.
— A co w tym takiego? — zdziwiła się teściowa. — Po prostu sobie przypomniałam. A Oksana u nas ciągle pracuje i pracuje. Nawet często zostaje po godzinach. Wczoraj na przykład była z szefem w jakiejś kawiarni. Jak ona… „Laguna”, zdaje się?
W pokoju zapadła cisza.
— To nieprawda — powiedziała stanowczo Oksana. — Nie byłam w żadnej kawiarni z szefem.
— Oj tam, ja cię widziałam na własne oczy! — machnęła ręką Walentyna Kiriłłowna. — Tak sobie miło rozmawialiście. Ale ja oczywiście cię nie winię. Praca to praca.
— Tak, chyba pora podać tort! — Natasza spróbowała rozładować atmosferę.
— Oczywiście, oczywiście — uśmiechnęła się Walentyna Kiriłłowna. — Specjalnie upiekłam ulubiony tort Leni. Pamiętasz, synku, jak w dzieciństwie zawsze prosiłeś właśnie taki na urodziny?
Lenia skinął głową, nie patrząc na Oksanę.
Gdy goście przenieśli się do kuchni, Natasza odciągnęła Oksanę na bok.
— Nie przejmuj się mamą — szepnęła. — Ona zawsze taka jest. Ze mną też nie było łatwo, dopóki z Dimą nie przeprowadziliśmy się.
— Jak sobie radziłaś? — zapytała Oksana.
— Nijak — odpowiedziała szczerze Natasza. — Znosiłam to, złościłam się, płakałam. A potem po prostu wyjechaliśmy. I wiesz… zrobiło się dużo lżej. Czasem dystans leczy.
Kiedy wróciły do stołu, Walentyna Kiriłłowna opowiadała historię o tym, jak mały Lenia zgubił się w parku.
— …i wtedy zrozumiałam, że matczyne serce nie kłamie! — zakończyła z patosem. — Dokładnie tam, gdzie poszłam, mój chłopiec siedział — przestraszony. Od tamtej pory zawsze czuję, gdzie jest mój syn i co się z nim dzieje.
— I dlatego przychodzi pani do nas do domu, kiedy nas nie ma? — nie wytrzymała Oksana.
Walentyna Kiriłłowna udała, że nie słyszy.
— Ja i teraz widzę, że Lenia nie je jak trzeba. Schudł, poszarzał. Muszę przychodzić i gotować mu porządne jedzenie. I przy okazji robić porządek, bo młodzi teraz wszystko mają inaczej. Żadnego rytmu, żadnego systemu.
— My z Lenią świetnie radzimy sobie sami — powiedziała stanowczo Oksana. — I mamy radosną nowinę.
Wszyscy spojrzeli na nią.
— Wyprowadzamy się. Kupiliśmy nowe mieszkanie na osiedlu „Słoneczne”. Trzy pokoje, więcej przestrzeni. Lenia od dawna chciał mieszkać bliżej pracy.
To był blef, czysta improwizacja. Ale Oksana musiała coś powiedzieć, żeby przerwać ten upokarzający wieczór.
Lenia zakrztusił się tortem, a Walentyna Kiriłłowna zastygła z widelcem w ręku.
— Kiedy zdążyliście kupić mieszkanie? — zapytała. — I czemu nic o tym nie słyszałam?
— Chcieliśmy zrobić niespodziankę — uśmiechnęła się Oksana. — Prawda, kochanie?
Lenia zmieszany skinął głową, nie rozumiejąc, co się dzieje.
— Zwariowałaś? — syczał Lenia, kiedy jechali do domu taksówką. — Jakie mieszkanie? Jakie „Słoneczne”? Przecież nas nawet nie stać na wkład własny!
— A co miałam zrobić? — odcięła się Oksana. — Siedzieć i słuchać, jak twoja matka oblewa mnie błotem przy wszystkich? Jak opowiada, że do nas przychodzi, „robi porządek” i „gotuje porządne jedzenie”?
— Wszystko wyolbrzymiasz — Lenia odwrócił się do okna. — Mama po prostu się o mnie troszczy.
— Nie, twoja mama tobą manipuluje — Oksana poczuła, że traci cierpliwość. — I to trwa latami! Przychodzi do naszego mieszkania bez pozwolenia, grzebie w naszych rzeczach, rozsiewa o mnie plotki, upokarza mnie przy rodzinie… A ty za każdym razem stajesz po jej stronie!
— Nieprawda! Ja nie…
— Prawda! — Oksana podniosła głos. — Kiedy powiedziała, że widziała mnie w kawiarni z Antonem Siergiejewiczem, od razu jej uwierzyłeś. Chociaż nigdy nie dałam ci powodu, żeby we mnie wątpić. A kiedy na rocznicę podarowała nam ten okropny wazon i powiedziałam, że to nie w naszym stylu, przez dwa dni się do mnie nie odzywałeś!
— To był prezent od serca…
— Nie chodzi o wazon, Lenia! Chodzi o to, że nie potrafisz albo nie chcesz zobaczyć, że twoja matka niszczy naszą rodzinę!
Resztę drogi przejechali w milczeniu.
W domu Oksana najpierw sprawdziła, czy ktoś nie był u nich pod nieobecność. Wszystko było nietknięte, ale nie przyniosło to ulgi. Nie czuła się już bezpiecznie we własnym domu.
Następnego dnia Lenia wyjechał wcześnie — rzekomo do pracy, choć była sobota. Oksana została sama i po namyśle postanowiła działać. Wezwała ślusarza i wymieniła zamki.
Kiedy Lenia wrócił wieczorem, długo nie mógł wejść do mieszkania — jego klucz nie pasował. Musiał zadzwonić domofonem.
— Co się dzieje? — zapytał, gdy Oksana otworzyła. — Dlaczego mój klucz nie działa?
— Wymieniłam zamki — odpowiedziała spokojnie. — Tak jak obiecałam.
Zobacz więcej
stole
drzwiach
Stół
Akcesoria kuchenne
do drzwi
Gry familijne
stołu
stół
animaux de compagnie
Pies domowy
— Oksana! — Lenia z impetem zatrzasnął drzwi. — To już przesada!
— Nie, Lenia, to nie przesada — Oksana skrzyżowała ręce na piersi. — To konieczność. Nie chcę już wracać do domu i zastawać twojej mamy w naszym mieszkaniu.
— Już z nią rozmawiałem! Nie będzie przychodzić bez pytania!
— I ty w to wierzysz? Po wszystkim, co zrobiła?
Lenia usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach.
— Oksan… nie wiem, co mam robić. Jesteś moją żoną, kocham cię. Ale ona jest moją matką.
— I masz wybierać między nami? — Oksana usiadła obok. — Nie, Lenia. Nie proszę cię, żebyś wybierał. Chcę tylko, żebyś szanował nasz dom, naszą przestrzeń, naszą rodzinę. Żebyś postawił granice i nie pozwalał swojej matce ich przekraczać.
— Jakie granice? Ona po prostu chce być częścią naszego życia!
— Być częścią życia nie znaczy go kontrolować — powiedziała łagodnie Oksana. — Twoja mama może przychodzić do nas w gości. Na zaproszenie. My możemy ją odwiedzać. Ale nie może mieć swobodnego dostępu do naszego mieszkania. I nie może rozsiewać o mnie plotek w pracy.
Lenia długo milczał, po czym skinął głową.
— Masz rację. Porozmawiam z nią. Poważnie porozmawiam.
Następnego dnia Lenia pojechał do matki. Wrócił po trzech godzinach, milczący i ponury.
— No i jak poszło? — zapytała ostrożnie Oksana.
— Powiedziała, że jestem niewdzięcznym synem — odparł głucho Lenia. — Że całe życie mi poświęciła, a teraz wybieram jakąś… — zająknął się — …obcą kobietę zamiast własnej matki.
— I co jej odpowiedziałeś?
— Że ją kocham, ale jestem już dorosły. Że mam swoją rodzinę. I że musi szanować mój wybór i moją żonę — Lenia uniósł wzrok na Oksanę. — Płakała, Oksan. Nigdy nie widziałem, żeby tak płakała.
— To manipulacja, Lenia — powiedziała cicho Oksana. — Ona przywykła kontrolować cię emocjami.
— Może — wzruszył ramionami. — Ale i tak czuję się jak ostatni…
— Nie musisz — Oksana go przytuliła. — Zrobiłeś wszystko dobrze. To była trudna, ale konieczna rozmowa.
Minął miesiąc. Walentyna Kiriłłowna demonstracyjnie nie utrzymywała kontaktu z Oksaną, dzwoniąc tylko do syna i regularnie przypominając mu, jaka jest samotna i jak rzadko ją odwiedza. Lenia jeździł do matki raz w tygodniu, wracając zawsze przygnębiony.
— Znowu pytała o nasze nowe mieszkanie — powiedział któregoś wieczoru, wracając od matki. — Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
Oksana westchnęła. Jej impulsywne kłamstwo o kupnie nowego mieszkania wpakowało ich w kozi róg.
— Może powiemy prawdę? Że żadnego mieszkania nie ma?
— I zrobić z ciebie kłamczuchę? — Lenia pokręcił głową. — Nie. Powiedziałem, że transakcja się przeciąga przez problemy z dokumentami.
Oksana spojrzała na męża z wdzięcznością. W końcu zaczął jej bronić przed matką — nawet jeśli w tak dziwnej sytuacji.
W połowie tygodnia Lenia wrócił z pracy podekscytowany.
— Oksan, pamiętasz Nikołaja, mojego kolegę ze studiów? Zaproponował mi fuchę! Projekt na boku, bardzo opłacalny.
— To świetnie! — ucieszyła się Oksana. — A co to za projekt?
— Nikołaj otworzył firmę budowlaną, potrzebują specjalisty do zaopatrzenia. Będę pracować wieczorami i w weekendy. Płacą naprawdę dobrze!
Parę dni później Oksana została wezwana do gabinetu Antona Siergiejewicza.
— Mam dla pani świetne wiadomości — kierownik uśmiechał się. — Pani kandydatura została zaakceptowana na stanowisko zastępcy kierownika działu. Podwyżka, nowy poziom odpowiedzialności. Co pani na to?
— To… to wspaniale! — Oksana nie mogła uwierzyć własnemu szczęściu. — Dziękuję za zaufanie!
— Zasłużyła pani na nie — przytaknął Anton Siergiejewicz. — Zwłaszcza po tym raporcie, który uratował nas na kolegium. A tak przy okazji: w związku z nowym stanowiskiem będzie pani musiała jeździć na narady do administracji obwodowej. Pierwsza — już w przyszły czwartek.
Wieczorem z Lenią świętowali dwie wiadomości: jego dodatkową pracę i jej awans.
— Za nas! — Lenia uniósł szklankę soku. — Za nowe życie!
— Za nowe życie — powtórzyła Oksana. — Lenia… nie myślałeś, że może naprawdę powinniśmy poszukać nowego mieszkania?
— W jakim sensie? — zdziwił się.
— Dosłownie. Teraz będziemy mieli więcej pieniędzy. Twoja fucha, mój awans… Może to znak, że czas ruszyć dalej?
— Chcesz się przeprowadzić przez mamę? — Lenia zmarszczył brwi.
— Nie tylko — Oksana ujęła go za rękę. — Naprawdę moglibyśmy znaleźć coś bliżej twojej pracy. I więcej przestrzeni też by nam się przydało.
— Myślisz, że to rozwiąże problem? — Lenia patrzył sceptycznie.
— Nie, oczywiście. Problem nie jest w mieszkaniu, tylko w relacjach — odpowiedziała szczerze Oksana. — Ale nowe miejsce to nowy start. Bez starego bagażu.
W czwartek Oksana po raz pierwszy pojechała na naradę do administracji obwodowej. Wróciła późno, bardzo zmęczona, ale zadowolona — jej wystąpienie oceniono wysoko.
W domu czekała na nią niespodzianka: Lenia siedział przy komputerze i przeglądał ogłoszenia sprzedaży mieszkań.
— Mówisz poważnie? — Oksana nie mogła uwierzyć własnym oczom.
— Jak najbardziej — skinął głową Lenia. — Zobacz, co znalazłem: trzypokojowe mieszkanie w nowym budynku, dwadzieścia minut od mojej pracy. A cena całkiem do udźwignięcia, zwłaszcza jeśli sprzedamy to mieszkanie.
— Lenia, to… — Oksana nie znalazła słów i po prostu go przytuliła.
— Zapisałem nas na oglądanie w sobotę — powiedział. — Jeśli się spodoba, złożymy wniosek o kredyt.
W sobotę pojechali do nowego budynku. Mieszkanie okazało się jeszcze lepsze niż na zdjęciach: przestronne, jasne, z dużą kuchnią i dwoma balkonami.
— Mam wrażenie, że to jest to, czego szukaliśmy — Oksana nie kryła zachwytu.
— Ja też — Lenia ścisnął jej dłoń. — Bierzemy?
— Bierzemy!
Złożyli wniosek o kredyt hipoteczny i tydzień później dostali zgodę banku. Wszystko układało się znakomicie.
Ale szczęście nie trwało długo. W niedzielę wieczorem, gdy jedli kolację u Walentyny Kiriłłowny (Lenia nalegał, że trzeba przekazać jej wiadomość osobiście), wszystko poszło nie tak.
— W jakiej dzielnicy jest wasze nowe mieszkanie? — zapytała Walentyna Kiriłłowna, krojąc tort.
— Na Jubilejnym — odpowiedział Lenia. — Nowe osiedle „Atlanta”.
— A myślałam, że kupujecie w „Słonecznym” — teściowa wbiła wzrok w Oksanę. — Przecież mówiłaś o „Słonecznym” na urodzinach Leni.
— Oglądaliśmy różne opcje — odparła szybko Oksana. — „Atlanta” okazała się lepsza.
— I kiedy się przeprowadzacie?
— Za mniej więcej miesiąc — powiedział Lenia. — Transakcja jest już na ostatniej prostej.
— Tak szybko? — zdziwiła się Walentyna Kiriłłowna. — A ja myślałam, że macie problemy z dokumentami.
Oksana i Lenia wymienili spojrzenia.
— Problemy się rozwiązały — rzucił Lenia.
— Aha… — Walentyna Kiriłłowna odłożyła nóż. — To teraz powiedzcie mi prawdę: naprawdę kupujecie nowe mieszkanie, czy to wszystko są wymysły Oksany?
— Mamo…
— Nie „mamo” mi! — podniosła głos Walentyna Kiriłłowna. — Nie wczoraj się urodziłam! Najpierw ona wymyśla historię o nowym mieszkaniu, żeby zrobić ze mnie idiotkę przy rodzinie. A teraz faktycznie kupujecie, tylko w innej dzielnicy. Przypadek? Nie sądzę!
— Walentyno Kiriłłowno — zaczęła Oksana, ale teściowa jej przerwała.
— Milcz! To przez ciebie wszystko! Nastawiasz mojego syna przeciwko mnie! Namówiłaś go na zmianę zamków, zabroniłaś mi przychodzić w gości, a teraz jeszcze wywozisz go na drugi koniec miasta!
— Przeprowadzamy się, żeby Leni było wygodniej dojeżdżać do pracy — powiedziała spokojnie Oksana.
— Kłamstwo! — Walentyna Kiriłłowna uderzyła dłonią w stół. — Wywozisz go, żeby odciąć od rodziny! Od matki, która go wychowała!
— Mamo, przestań — wtrącił Lenia. — To nasza wspólna decyzja. Razem wybraliśmy mieszkanie, razem wzięliśmy kredyt.
— Więc ty też jesteś przeciwko mnie? — Walentyna Kiriłłowna chwyciła się za serce. — Mój rodzone dziecko… Źle mi, Lenia, przynieś wody…
— Mamo, nie zaczynaj — powiedział zmęczonym głosem Lenia. — Czujesz się doskonale.
Walentyna Kiriłłowna znieruchomiała z dłonią na piersi, nie wierząc własnym uszom. Po raz pierwszy syn nie rzucił się spełniać jej prośby.
— Byłeś świetny — powiedziała Oksana, gdy szli do samochodu po kolacji u Walentyny Kiriłłowny.
— Naprawdę? — zapytał niepewnie Lenia.
— Naprawdę. Po raz pierwszy nie dałeś się wciągnąć w jej manipulacje.
— Po prostu mam dość tego cyrku — westchnął Lenia. — Za każdym razem to samo: źle jej, potrzebuje wody, potrzebuje leków… A potem wychodzi, że nic strasznego się nie stało.
— A jak ci się podobała jej reakcja na wiadomość o mieszkaniu? — zapytała Oksana.
— Przewidywalna — wzruszył ramionami Lenia. — Ale to mi już obojętne. Podejmujemy decyzje razem i mama będzie musiała się z tym pogodzić.
Oksana ścisnęła jego dłoń. Wreszcie coś zaczynało się zmieniać na lepsze.
Przeprowadzka została zaplanowana na koniec miesiąca. Stopniowo pakowali rzeczy, wyrzucali niepotrzebne, planowali ustawienie mebli w nowym mieszkaniu. Lenia całkowicie wciągnął się w dodatkową pracę, często zostawał do późna, a Oksana wdrażała się w nową funkcję.
Pewnego wieczoru, gdy Lenia kolejny raz się spóźniał, rozległ się dzwonek do drzwi. W progu stała Walentyna Kiriłłowna.
— Lenia jest w domu? — zapytała, nie witając się.
— Nie, jest w pracy — odpowiedziała Oksana. — Coś się stało?
— Nic szczególnego — Walentyna Kiriłłowna odsunęła Oksanę i weszła do mieszkania. — Po prostu chciałam się upewnić, że naprawdę jest w pracy, a nie… gdzieś indziej.
— Co pani ma na myśli? — Oksana poczuła, jak w środku narasta znajoma fala irytacji.
— A ty nie wiesz? — zapytała teściowa z udawanym zdziwieniem. — Lenia prawie co wieczór wraca późno. I ty myślisz, że on pracuje?
— On naprawdę pracuje — powiedziała stanowczo Oksana. — Ma dodatkową pracę w firmie kolegi ze studiów.
— Ach tak… to teraz tak się to nazywa — Walentyna Kiriłłowna roześmiała się. — A nie przyszło ci do głowy, że on po prostu nie chce wracać do domu? Że z tobą jest mu ciężko?
— Walentyno Kiriłłowno, proszę wyjść — Oksana otworzyła drzwi. — Leni nie ma, a ja nie mam ani ochoty, ani czasu słuchać pani insynuacji.
— Jakie trudne słowo — kpiąco uśmiechnęła się teściowa. — Zawsze lubiłaś mądrzyć się. Ale zapamiętaj: ja znam mojego syna lepiej niż ty. I widzę, że on jest nieszczęśliwy.
— Do widzenia — Oksana niemal wypchnęła Walentynę Kiriłłownę za drzwi i trzasnęła nimi.
Ręce jej drżały. Czyżby Lenia naprawdę był z nią nieszczęśliwy? Nie, to tylko kolejna manipulacja teściowej. Ale przecież faktycznie zaczął zostawać prawie każdego wieczoru…
Kiedy Lenia wrócił, Oksana postanowiła porozmawiać z nim wprost.
— Lenia, twoja mama dziś przyszła — zaczęła.
— Po co? — zmarszczył brwi.
— Chciała się upewnić, że naprawdę jesteś w pracy — Oksana uważnie obserwowała reakcję męża. — I zasugerowała, że zostajesz po godzinach, bo jest ci ze mną ciężko.
— Co za bzdury — Lenia pokręcił głową. — Naprawdę pracuję u Nikołaja. Projekt jest trudny, terminy gonią.
— Wierzę ci — przytaknęła Oksana. — Po prostu… ostatnio prawie się nie widujemy. A ty jesteś ciągle taki zmęczony.
— To przejściowe — Lenia ją objął. — Jak tylko skończymy projekt i się przeprowadzimy, wszystko się ułoży. Obiecuję.
Wreszcie nadszedł dzień przeprowadzki. Tragarze spakowali i przewieźli ich rzeczy, a wieczorem Oksana i Lenia rozpakowywali już kartony w nowym mieszkaniu.
— Nie mogę uwierzyć, że tu jesteśmy — Oksana rozejrzała się po przestronnym salonie. — To jak nowy start.
— Dla nas obojga — Lenia uśmiechnął się i podał jej niewielkie pudełeczko. — To dla ciebie. Na nowe mieszkanie.
W środku były klucze z breloczkiem w kształcie serca.
— Nowe klucze do naszego nowego domu — powiedział Lenia. — I nie ma do nich duplikatów. Obiecuję.
Oksana przytuliła męża, czując, jak napływają jej łzy. Być może ich małżeństwo jednak przetrwało tę próbę.
Na parapetówkę zaprosili tylko najbliższych przyjaciół. Walentyna Kiriłłowna też była na liście, ale w ostatniej chwili odmówiła, powołując się na złe samopoczucie.
— Jesteś rozczarowany? — zapytała Oksana męża, gdy goście się rozeszli.
— Trochę — przyznał szczerze Lenia. — Ale rozumiem ją. Trudno jej zaakceptować, że jej syn ostatecznie dorósł i żyje swoim życiem.
— Myślisz, że kiedyś to zaakceptuje? — zapytała z wątpliwością Oksana.
— Nie wiem — Lenia westchnął. — Ale to jej wybór, nie mój. Zrobiłem wszystko, co mogłem.
Tydzień później zorganizowali rodzinny obiad w restauracji — na neutralnym gruncie. Lenia nalegał, że trzeba naprawić relacje z matką.
Walentyna Kiriłłowna przyszła spóźniona, wyglądała blado i od razu zaczęła narzekać na zdrowie.
— Ciśnienie skacze — mówiła, przykładając dłoń do czoła. — I serce kłuje. Lekarze mówią: nerwy. A skąd ich nie mieć, kiedy własny syn porzucił…
— Nikt cię nie porzucił, mamo — powiedział cierpliwie Lenia. — Po prostu przeprowadziliśmy się do innej dzielnicy. Dzwonię do ciebie codziennie.
— Telefony to nie to — machnęła ręką Walentyna Kiriłłowna. — A gdybyście mieszkali bliżej, mogłabym wpadać, pomagać…
— Możesz do nas przyjeżdżać w odwiedziny — powiedziała Oksana, starając się, żeby jej głos brzmiał życzliwie. — Na przykład w weekendy.
— Dziękuję za wielkoduszne pozwolenie — prychnęła Walentyna Kiriłłowna. — Bardzo miło z twojej strony pozwolić mi widywać własnego syna.
— Mamo, przestań — Lenia zaczynał tracić cierpliwość. — Zaprosiliśmy cię, żeby naprawić relacje, a nie znów się kłócić.
— Jakie relacje?! — Walentyna Kiriłłowna podniosła głos, zwracając uwagę sąsiednich stolików. — Wybrałeś ją zamiast własnej matki! Wymieniłeś zamki, żebym nie mogła do ciebie przychodzić! Przeprowadziłeś się na drugi koniec miasta!
— I to wszystko dlatego, że nie szanujesz naszej rodziny i naszej przestrzeni — Lenia mówił cicho, ale stanowczo. — Wiele razy prosiłem cię, żebyś nie przychodziła bez zaproszenia, nie ruszała rzeczy Oksany, nie rozsiewała o niej plotek. A ty dalej to robiłaś.
— Ja tylko chciałam pomóc! — Walentyna Kiriłłowna chwyciła serwetkę i zaczęła ocierać nieistniejące łzy.
— Nie, mamo — Lenia pokręcił głową. — Ty chciałaś kontrolować. A kiedy zrozumiałaś, że już nie możesz, zaczęłaś się mścić. Na niej, a nie na mnie. Na nas.
— Wybierasz ją? — zapytała drżącym głosem Walentyna Kiriłłowna.
— Wybieram swoją rodzinę — odpowiedział stanowczo Lenia. — Swoją własną rodzinę, którą stworzyłem z Oksaną. I jeśli chcesz być jej częścią, musisz nauczyć się szanować mój wybór i moją żonę.
Walentyna Kiriłłowna wstała, rzuciła serwetkę na stół i wyszła z restauracji, nawet się nie żegnając.
— Wszystko w porządku? — Oksana ujęła męża za rękę.
— Tak — uśmiechnął się niespodziewanie. — Po raz pierwszy od dawna czuję, że postąpiłem właściwie.
Nie pogodzili się z Walentyną Kiriłłowną tego dnia. Ani w następnym miesiącu. Relacje pozostały napięte: Lenia dzwonił do matki, czasem ją odwiedzał, ale zawsze wracał z poczuciem winy, które Walentyna Kiriłłowna umiejętnie w nim zaszczepiała.
Ale w ich nowym mieszkaniu, w ich nowym życiu, wreszcie zapanował spokój. Nikt nie przychodził bez zaproszenia, nikt nie przestawiał rzeczy, nikt nie rozsiewał plotek. Lenia skończył dodatkową pracę i zaczął spędzać więcej czasu w domu, a Oksana oswoiła się z nowym stanowiskiem i czuła się pewniej.
Pewnego wieczoru, siedząc na ich nowym balkonie i patrząc na światła miasta, Lenia powiedział:
— Dziękuję ci.
— Za co? — zdziwiła się Oksana.
— Za to, że się nie poddałaś — ścisnął jej dłoń. — Za to, że walczyłaś o naszą rodzinę, nawet kiedy byłem ślepy i nie widziałem, co się dzieje.
— Kocham cię — odpowiedziała po prostu Oksana. — I zawsze będę walczyć o nas.
Zadzwonił telefon Leni — to była jego matka. Ale po raz pierwszy od dawna nacisnął „odrzuć” i powiedział:
— Oddzwonię do niej później. Teraz chcę pobyć z tobą.
I w tej chwili Oksana zrozumiała, że wygrali. Nie w wojnie z teściową — w walce o swoją rodzinę, o swoje prawo do bycia razem, o swoje szczęście. I to było ich najważniejsze zwycięstwo.
